I Międzypokoleniowy Rejs Asnykowców
Ambasadorzy
Kalisza na „Zawiszy”
22 września br. na pokład „Zawiszy
Czarnego” zamustrowało się 33 członków załogi – asnykowców. Różnica
wieku między najmłodszym i najstarszym z nich wynosiła 44 lata. Dla
większości był to pierwszy kontakt z żeglarskim życiem. Razem spędzili
siedem dni i choć sami przyznają, że czas ten przyszło im przeżyć w
spartańskich warunkach, swój międzypokoleniowy rejs nie nazywają inaczej
jak fantastyczną przygodą
Z Gdyni przez Kopenhagę popłynęli do Rønne na Bornholmie, żeby po
tygodniu zawinąć do portu macierzystego. Pytany o wrażenia Zenon
Woźniak mówi: - Co tu opowiadać, to trzeba było przeżyć! Jak
wielu innych miłośników przygody, którzy zdecydowali się we wrześniu
wejść na pokład Zawiszy Czarnego, morze dotychczas znał z wysokości
plaży. I jak wielu innych nie oparł się, wraz z żoną Barbarą, szalonej
propozycji Pawła Jaźwieckiego, aby tym razem postąpić krok dalej
– popłynąć w dal. Śmiałków nie zniechęciła nawet ta prawda, że od
momentu rozpoczęcia rejsu do powrotu będą jedynie pokładowymi majtkami.
Wprawdzie inicjator wyprawy lojalnie uprzedzał: - Gdy statek będzie w
morzu będziesz musiał pełnić służbę na pokładzie – wachtę nawigacyjną
przez cztery godziny w ciągu dnia i cztery godziny w nocy. W tym czasie
będziesz na zmianę sterować, obserwować morze dookoła statku „na oku”,
pełnić funkcję asystenta nawigacyjnego oraz w miarę potrzeby stawiać,
zwijać bądź zmieniać ustawienie żagli - ale kto chciał pojechać, ten
się nie zniechęcił. O powodzeniu przedsięwzięcia zapewniała postać
kapitana jachtowego żeglugi wielkiej, komandora Marynarki Wojennej
Jana Piaseckiego. Także kaliszanina.
Z pawiami do Kopenhagi
Zgodnie z obietnicami, załoga została podzielona na cztery wachty pod
dowództwem braci Pawła i Jerzego Jaźwieckich, Witolda „Rekina”
Wajdy i Zenona Jasika, tj. oprócz bosmana, mechanika,
motorzysty i kucharza (?) jedynych wilków morskich w tym gronie. Szybko
okazało się, że Paweł miał rację, przykazując, aby zabrać ze sobą tylko
niezbędne rzeczy, obowiązkowo zapakowane w miękką torbę. Miejsca pod
pokładem starczyło akurat na tyle, żeby „upchnąć” załogę. – Koje,
rozmieszczone piętrowo po obu burtach, przynosiły nam skojarzenia z
„szuflandią”
– dopowiadają Milena i Jacek Czechowscy. Wąskie i ciemne
nadawały się tylko do jednego – ćwiczenia charakteru.
Na pierwszy chrzest przyszedł czas zaraz po minięciu falochronu w Gdyni.
– Wiało, zaczęło kołysać – wspominają uczestnicy wyprawy. Toteż
najważniejszym zadaniem okazało się stawianie żagli połączone z
natychmiastowym kursem żeglarskiego żargonu. W tym samym tempie trzeba
było się nauczyć, jak przetrwać chorobę morską. I nadal pełnić wachtę.
Żadnej z ekip nie ominęła też służba gospodarcza; ta finezyjna – pomoc
kucharzowi w przygotowaniu posiłków (jajecznica ze 120 jaj, szarlotka z
rumem itd.), i ta bardziej trywialna związana ze sprzątaniem
sanitariatów. W „wolnych chwilach” – mycie pokładu. Nikt nie obiecywał
turnusu wycieczkowego.
Nadzwyczajne szorowanie zarządzono po wpłynięciu do Kopenhagi, przed
przybyciem specjalnych gości. Wizytę asnykowcom złożyli przedstawiciele
Ambasady Polskiej z konsulem Piotrem Świętachem, Federacji
Organizacji Polskich i Polsko-Duńskich w Danii oraz Aleksander
Dresler, uczestnik rejsu „Zawiszy Czarnego” z 1938 r. pod komendą
legendarnego dowódcy - generała Mariusza Zaruskiego. Zdjęcia i nakręcone
filmy najlepiej oddają ciepło tamtego spotkania. Kaliszan pod żaglami
odwiedzili także dawni koledzy z ławy szkolnej, dzisiaj mieszkańcy
szwedzkiego Malmo.
Rønne i z powrotem
W drodze na Bornholm załoga złapała drugi oddech. Wprawdzie bosman nadal
narzekał na źle dociągnięte liny, ale świeżo upieczeni żeglarze mieli
już powody, żeby być z siebie zadowolonymi: opanowali chodzenie po
masztach! Także ci, którzy w tym roku świętowali 50-lecie matury.
Józef Jaworowicz, ku zaskoczeniu swojej żony, odkrył nawet, że to
doskonały lek na bóle kręgosłupa.
Jeszcze tylko obiad w pięknym Rønne, zwiedzanie średniowiecznej
twierdzy i powrót do kraju. Pogoda, tym razem łaskawsza, wprowadziła na
pokład więcej sielskości. Teraz kamera łatwiej wyłapywała majtków
snujących się z książką, z gitarą, śpiewnikiem, z pajdami chleba ze
smalcem, z ogórkami kiszonymi i... co kto lubi.
Na polskim brzegu chlebem i solą załogę witali przedstawiciele
Stowarzyszenia Wychowanków Gimnazjum i Absolwentów Liceum im. A. Asnyka:
prezes Adam Borowiak i sekretarz, Zofia
Mieszczańska-Stefaniak.
Dzisiaj jedną z ważniejszych pamiątek po tej wyprawie jest list
Romana Śmigielskiego, szefa organizacji polonijnych w Danii, do
prezydenta naszego miasta. „Pragnę zapewnić Pana Prezydenta, że
wszyscy członkowie asnykowskiej załogi okazali się być bardzo godnymi
ambasadorami swojej małej ojczyzny – Kalisza. W Kopenhadze już nikt
dzisiaj nie ma wątpliwości, że Kalisz to młode duchem, najstarsze miasto
w Polsce” – napisał.
I Międzypokoleniowy Rejs Asnykowców zrodził też myśl, aby w Danii
poszukać kolejnego miasta partnerskiego dla Kalisza. Przyjaciół nigdy
nie za wiele.
Anna
Tabaka
Pierwszym
„Zawiszą Czarnym” był zakupiony przez ZHP w 1934 r. w Danii
drewniany szkuner szwedzkiej produkcji Petrea, zbudowany z 1901
r. Został nabyty w całości ze składek społecznych, a następnie
wyremontowany i przerobiony, głównie przez harcerzy i studentów,
systemem gospodarczym. Komendantem statku aż do wojny był gen.
Mariusz Zaruski. „Zawisza” był wówczas największym skautowym
żaglowcem i wzbudzał powszechny podziw w Europie.
Dzisiejszy
Zawisza, popularnie zwany „Zawiasem”, to stalowy, trzymasztowy
szkuner sztakslowy Związku Harcerstwa Polskiego; jest jednostką
zbudowaną na bazie statku rybackiego. W 1990 r. Zawisza opłynął
dookoła kulę ziemską. W 2000 r. statek przeszedł gruntowny
remont. Dane techniczne: pow. żagli 625 mkw., 164 BRT, dł. max.
42,7 m, kadłuba 36,1 m, szer. 6,7 m, Zan. 4,6 m, załoga 46 osób.
|