Herb Stowarzyszenia Wychowanków Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Asnyka w Kaliszu

Asnykowcy
na Zawiszy Czarnym

Sprawozdanie wierszem

Sprawozdanie wierszem

„Asnyk na Zawiszy Czarnym”

wrzesień 2005

 

Dariusz CuperChociaż zabrałeś z kasy ostatnią forsy warstwę,

Choć zostawiłeś żonę na swoich kumpli pastwę

(i wciąż pozierasz w lustro czy już ci rosną rogi),

choć trudno było trafić, bo szofer nie znał drogi

to pozostałeś ufny, że spędzisz urlop w ciszy

i w końcu płyniesz przecież pod żaglami Zawiszy.

 

Starszyzna oficerska trzy po trzy coś tam plecie

nie bacząc, że nie słucha ich nikt i nigdy przecież.

Kapitan – człowiek wielki (choć niesłusznego wzrostu)

da radę wszelkim wichrom lecz nam nie da po prostu

i choćby nie wiem jak się wytężał i nadymał

to chuci naszych dziewczyn nie zdoła już powstrzymać.

Pan Rysio wciąż smaruje U-Boota motor wielki

i dzięki niemu zbędne są sznurki i węzełki.

Już bosman „Raptus” wszystkich do lin i knag zapędził

i czego byś nie zrobił to łaje cię i zrzędzi:

żebyś w żeglarskim rytmie wybierał sprawnie szoty

i wybił sobie ze łba sen, mrzonki i głupoty.

I znów mamrocze, gdera, do pracy nas nakłania.

Bosmanie! Mamy dosyć! (ciągłego obciągania).

Weź zlituj się człowieku i daj se na wstrzymanie,

daj piwko łyknąć panom, rozmową zabaw panie.

 

Hej ho! Hej ho!

Nie pójdziem dziś na dno!

My dla kurażu walniemy lufę

i niech nas bosman całuje w rufę.

 

Wycieczek było wiele, w tym również osobistych,

lecz tak to czasem bywa, gdyś jest wśród ludzi bystrych.

W niedzielne popołudnie byliśmy w Kopenhadze.

Syrence brak higieny więc zbliżać się nie radzę.

Tu Ela „postawiła” nam piwo „że uch!” drogie

szlag trafił credit-kartę; czas iść po zapomogę.

Gdy Bornholm nas przywitał czystością swej krainy

ruszyliśmy wraz zwiedzać pod Hammershus ruiny.

Wracając spod tej twierdzy obronnej autobusem

numer linii się zmieniał, gdyś biegł do auta kłusem.

Kupiwszy bilet Marek na drobne nas rozmienił

(by pół korony oddać wykopałby spod ziemi).

 

Hej ho! Hej ho!

Nie pójdziem dziś na dno.

Myśmy są wiara gibka i giętka

gdy na ekscesy nam przyjdzie chętka.

 

I co by nie powiedzieć i co by nie napisać

któż mógłby nas tak olśnić, któż by mógł tak kołysać

jak nie Zawisza Czarny, przepięknej maści łajba

harcerskiej braci dziecko a nie jakaś tam znajda.

Lecz co by znaczył szkuner, na przykład ów Zawisza,

gdyby nie poznał nigdy przyjaciół swych z Kalisza.

Dlatego długie lata pływał bo czuł, że ma mu

na pokład wejść kaliszak: „Stateczny” Prezes Janusz

z pomniejszą resztą tłuszczy żeglarskiej żądnej przygód

zwyczajnej do zabawy, zwyczajnej do niewygód.

Na pokład w Kopenhadze tłum nowych wchodzi gości:

kwiat dyplomatycznego korpusu, by umościć

swoje czcigodne ciała nie przy Królestwie Danii

lecz tym razem pod polską banderą nad żaglami.

I cóż, że komandosi wybiegli jak spod ziemi,

i cóż że na Bornholmie ciemną nocą nas wzięli

pod obstrzał? Nic to przecież. Wciąż pozostaje w formie

tak przyjaźń polsko-duńska jak i natowski żołnierz.

 

Wtem nagle przyszła fala, że łeb chcą urwać rzygi,

już błędnym wzrokiem wodzą nawet najtwardsze wygi,

fruwają jaja kliwra wiszące przy bukszprycie

i myślisz tylko o tym jak marne jest twe życie.

Oddałeś Neptunowi bogate swoje wnętrze

twe gały wyszły z orbit a chcą wyjść dalej jeszcze.

Bujasz się na pokładzie jak Arab na wielbłądzie

i jedno masz marzenie: stanąć na stałym lądzie.

 

Hej ho! Hej ho!

Nie pójdziem dziś na dno.

Niech sobie wicher dmucha jak zechce,

my to dmuchanie ważymy lekce.

 

Po ciężkim dniu na morzu, po nocnej wachty znojach

lądują asnykowcy w wygodnych swych pokojach.

W kubryku nastrój miły: ktoś na gitarze brzdąka,

ten coś tam wierszokleci, ów cichcem puszcza bąka.

Szuflandia pachnie cudnie subtelnym aromatem

(coś niczym zmieniacz opon spod lewej pachy latem).

Gdy wchłoniesz w płucka bąbel powietrza z dolnej koi

od razu możesz zgadnąć z kim dzielisz swój pokoik

 

Kapitan raz otrzymał podczas snu lecz prosto w twarz

liścik o prostej treści: „Ani się Kapitan waż

alarmy wzniecać nocą” (bo motłoch uwielbia spać)

 „Wstańcie, uprzejmie proszę” - cichutko daje znać

nazajutrz nasz Kapitan. Ba! Z Kalisza równy gość!

Jakby mógł ziomkom zrobić cokolwiek wbrew na złość?

 

 Hej ho! Hej ho!

Nie pójdziem dziś na dno.

Chociaż w szufladzie nie ma co bzykać

nie tracisz wiary, bo żeś z „Asnyka”.

 

Czas rzec też coś o wachtach co nie jest proste wcale,

bo było ich aż cztery i różnych niebywale.

 

Ta pierwsza to „Szpikulce”, skaczące po bukszprycie.

Dowodzi nimi „Rekin” co w morzu spędził życie.

Tuż za nim żwawy Jacek bomkliwra wciąż pilnuje

a gdy do żagli wezwą najpierwszy wyskakuje.

Poeta Józek „Strofa” - przez żonę strofowany

(że wciąż rwie się do steru zwą go „Nieoderwanym”).

To on hymn skomponował co zwrotek miał sto chyba

lecz śpiewać trzeba wszystkie i nie ma żadne „wybacz”.

Obok Milana, Stefan, Dorota no i Tomek

co zaczął pić z Michałem ledwie opuścił domek.

Tu Autor również ściele swe madejowe łoże

(bo leżąc szybciej pisze a nikt mu nie pomoże)

Gdzieś tam, gdzie pracy nie ma, drugiego Tomka kroki

(aparat w jednej ręce a w drugiej walkie-talkie)

ale gdy do „desantu” nam trzeba się sposobić

on pierwszy hyc za burtę, by jacht mógł płynnie dobić.

 

Pod fokiem „Twardy” Zenek, marynarz mądry, szczery,

trenuje drugą wachtę jak załogę galery

a ci jak w cuglach chodzą i wiele już potrafią.

Tam trzy ciągutki-laski za szot sztafoka łapią.

W „Dziobaków” gestii fok był z czupryną takielunku

lecz jak by go postawić nikt nie miał pomyślunku.

Gdy dziobak jest za sterem to drżyjcie marynarze!

Co prędzej zmykać na ląd nim kunszt wam swój pokaże!

Gdy szkuner mknie na wstecznym, busola kręci koło,

„O pięć kresek nie chodzi” - rzeknie dziobak wesoło.

Na wachcie spotkasz Krzysia jak patrzy błędnym wzrokiem

lecz przy stawianiu żagli on pierwszy pod sztafokiem.

Gdy do łez Aleksandra (co na Czarnym Zawiszy

już pływał, gdy twój dziadek w gimnazjum słupki liczył)

Gosia doprowadziła piosenką i wspomnieniem

tak trudno było ukryć nasz podziw i wzruszenie.

Tu „Wątły” Przemek śmiga. Tu jest też Hubert młody.

W ogóle wachta druga przecudnej jest urody.

 

Na trzeciej wachcie grota pilnują majtki dzielne.

Tu Jurek o morale dba swej załogi wiernej.

Gdy wachta „Grotołazów” udaje, że żegluje

to lepiej niech udaje niż znowu coś „zgotuje”.

Z kambuza para bucha, roznosi zapach kaszy;

to cook, w talentu wzlocie, cud-gulasz upitrasił.

I nie wiesz, czy za burtą powinien dziś się znaleźć

obiadek w całej krasie czy cook w szalupie małej?

Tu Ela „Piżamowa” z mężusiem swym Dareczkiem

szukają sobie miejsca. Na sex czy (też) wódeczkę?

Tu starszych harcerzyków pokaźne całkiem grono,

tu także są „Maluchy”: Mateusz z Alą (żoną).

Małżeństwo świeżuteńkie,  lecz czy skonsumowane

jak whiskacz w imieniny w toaście gdzieś nad ranem?

 

Na czele czwartej wachty przyczynek całej fety:

to Paweł tu zgromadził i mężczyzn i kobiety.

To dzięki niemu buja się szkuner po Bałtyku,

to dzięki niemu przygód i wspomnień jest bez liku.

A gdyśmy o jednostkach ciśnienia wiedli swadę

znienacka smarowniczych w silniku punktów gradem

dyskusji bieg odmienił i już jest znów na fali

już daje się dziewczętom podziwiać, wielbić, chwalić.

Na ogół wachta czwarta, marudni spożywacze,

pilnują rufy statku lub tam schowani raczej.

„Ogonki” mają bezan pod swoją stałą pieczą.

Chorobę morską jeszcze przed wejściem na trap leczą.

Gdy z czeluści szuflady Ania wyciąga flaszkę

i na czarną godzinę pękatą ćmików paczkę

zastępy uzależnień świętują i naprędce

na dziobie naszej łajby montują imprezeczkę.

Renata (dziobak) spieszy, bo coś zostało na dnie

i do kubryka miast zejść - na pupie zjeżdża zgrabnie.

Tuż obok Tania zgłębia poważnych lektur mrowie,

że strach pomyśleć nawet, co jej się kłębi w głowie.

Mariola na „werandzie” rozkłada Wielkie Ciało

a Zbyszek „Paparazzi” filmuje rzecz tę całą.

 

Chcesz poznać nas z osobna lub razem, jak kto życzy,

To musisz sam na pokład Czarnego wejść Zawiszy.

 

Gdy rzuciliśmy cumy na gdyńskie już nabrzeże

w Basenie Prezydenta czekał na nas Pan Prezes.

Ileż było uścisków, laurek, mów i pieśni

i ileż było westchnień gdyśmy z pokładu zeszli...

 

Hej ho! Hej ho!

Nie pójdziem dziś na dno.

Niech pruje fale Czarny Zawisza,

niech się raduje wiara z Kalisza.

 

Dariusz Cuper 

 

     
     
   

 

fot. Dariusz Cuper