|
||
Kilkaset osób, w tym politycy, prawnicy, aktorzy i motocykliści - wzięło udział w pogrzebie mecenasa Edwarda Wendego - obrońcy w procesach politycznych, działacza UD a następnie UW, posła poprzedniej kadencji Sejmu, a wcześniej senatora. Pogrzeb odbył się na cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Warszawie.
Tekst pożegnania wygłoszonego na cmentarzu ewangelickim w Warszawie - w dniu 5 czerwca 2002 r. na pogrzebie Edwarda Wende. (wygłosił kol. Wojciech Kibler)
Drogi Edwardzie, Wiele pięknych słów dzisiaj usłyszeliśmy o Tobie. Pamięć o Tobie będzie z nami; Żegnam i Cię w imieniu Stowarzyszenia Wychowanków naszej kaliskiej "Alma Mater" Gimnazjum i Liceum im. Adama Asnyka.
Wzrastaliśmy razem w naszym rodzinnym mieście,
mieście w którym wzrastali nasi Ojcowie. W przypadku Twojego Ojca też
wychowanka naszego liceum. Rodzinnym mieście Twojej Matki. Twoje życie, jako Ojca i Obywatela jest świadectwem, że pozostałeś wierny wartościom, tym wyniesionym z rodzinnego domu jak i przekazanym przez naszych nauczycieli - wychowawców; przekazanych w jakże trudnych latach. Dziś chylimy, przed Tobą nasz Sztandar Szkolny jak i nasze czoła. Chcemy podziękować Ci, że życiem dawałeś świadectwo wierności przekazanym Ci wartościom. Zostałeś, dla wielu, dla bardzo wielu, symbolem człowieka prawego. Żegnam Cię w imieniu zarówno grona znajomych jeszcze z lat szkolnych, jak i "tych innych", z którymi mimo wielu obowiązków kontaktów nie zerwałeś, tych nawiązanych jeszcze w Kaliszu jak i później w Warszawie. Żegnaj Edwardzie. Niech Bóg Wszechmogący ma Ciebie, Ciebie i nas w swojej Opiece, coraz to bardziej potrzebnej. |
||||
WARSZAWA. Pogrzeb senatora Edwarda J. Wende „Asnykowcy" pożegnali kolegę Poczet sztandarowy Stowarzyszenia Wychowanków Gimnazjum i Liceum Adama Asnyka w Kaliszu - obok sztandarów Naczelnej Rady Adwokackiej oraz Parafii św. Stanisława Kostki w Warszawie - trzymał wartę przy trumnie senatora Edwarda Joachima Wende w Kościele Świętej Trójcy podczas uroczystości pogrzebowych, które odbyły się 5 czerwca br. W ten sposób „asnykowcy" pożegnali szkolnego kolegę i oddali hołd wybitnemu kaliszaninowi. Wraz rodziną zmarłego w ceremonii licznie udział wzięli także dawni kaliszanie, dziś mieszkający w Warszawie oraz przyjaciele z Kalisza. Zabrakło jednak oficjalnej delegacji władz miasta. Ostatnią przysługę oddali senatorowi Wende znani politycy, artyści, prawnicy, biznesmeni - postacie z pierwszych stron gazet - i całe tłumy zwykłych ludzi. Podczas nabożeństwa żałobnego, które celebrowali wspólnie duchowni różnych diecezji - m.in. „Asnykowiec" ks. biskup Paweł Anweiler i pastor kaliskiej parafii ks. Andrzej Banert - odczytano m.in. serdeczny list prymasa Polski ks. biskupa Józefa Glempa. A wśród przyjaciół zmarłego, zabierających głos w kościele, znalazł się także kaliszanin ks. Jan Sikorski, który wspomniał wspólnie spędzone szkolne lata. Kaliskie korzenie i piękne rodzinne tradycje pojawiły się również wystąpieniu ks. biskupa Zdzisława Trandy i wielu innych osób. Odczytano też fragmenty mów sądowych mecenasa Wendego, będące świadectwem określonej hierarchii wartości, jakie niezmiennie wyznawał. Podobnie jak "asnykowcy" nie zawiedli także „harleyowcy". Na cmentarz ewangelicki kondukt pogrzebowy eskortowała blisko 100-osobowa grupa motocyklistów, a dźwięki ich klaksonów i ryk motorów zlewały się z biciem dzwonów. Na cmentarzu - wśród wielu innych znakomitych mówców - szkolnego kolegę pożegnał w imieniu całego stowarzyszenia asnykowców Wojciech Kibler. (bs) Pożegnaliśmy mecenasa Edwarda Wendego Był obrońcą więźniów politycznych, oskarżycielem posiłkowym w procesie zabójców księdza Popiełuszki, sędzią Trybunału Stanu. Kościół ewangelicko-augsburski w Warszawie, w którym odprawiono ekumeniczne nabożeństwo żałobne, nie pomieścił wielkiego tłumu ludzi. Edwarda Wendego żegnali ci, których bronił w procesach politycznych - Leszek Moczulski, Władysław Frasyniuk, Bronisław Geremek, koledzy z dawnej opozycji, Unii Wolności, prawicy i „Solidarności": Tadeusz Mazowiecki, Jerzy Buzek, Zbigniew Bujak, Barbara Labuda, Marek Jurek, Maciej Jankowski i wielu innych. Zebrała się palestra warszawska, sędziowie, także minister Barbara Piwnik, duchowni protestanccy i katoliccy, aktorzy, dziennikarze. Dla wszystkich był autorytetem i mądrym przyjacielem. Kondukt żałobny wyruszył spod kościoła w ryku potężnych silników. To harleyowcy w czarnych skórach i kaskach eskortowali mecenasa w ostatniej drodze. Był jednym z nich mimo swoich 66 lat - zagorzałym motocyklistą. Jeździł kawasaki. W kawalkadzie motorów jechał również Jerzy Dziewulski. |
||||
Człowiek niezłomnych zasad Był rok 1990. W Polsce zachodziły głębokie przemiany ustrojowe. Stare układy rozsypały się jak domek z kart, nowy porządek dopiero się krystalizował. Nasza redakcja, przez długie lata podporządkowana koncernowi wydawniczemu RSW "Książka-Prasa-Ruch", walczyła o usamodzielnienie i niezależność. Perspektywy nie były jednak najlepsze. Groziło nam, że "Ziemia Kaliska" zostanie sprzedana jakiemuś nowobogackiemu biznesmenowi, któremu się marzy polityczna kariera lub też przekazana jednej z nowych "kanapowych" partyjek, dostrzegających tylko własne interesy. Jedynym człowiekiem, który mógł nam pomóc, był ówczesny senator Ziemi Kaliskiej, mecenas Edward Joachim Wende. Niekwestionowany autorytet - prawny i moralny - z którego zdaniem liczyły się wszystkie strony politycznej sceny. Kiedy po raz pierwszy zwróciłam się do pana Edwarda z taką prośbą, trochę się wahał. Nie znał zespołu, a opinie o gazecie były różne. W końcu jednak dał się przekonać. Razem zredagowaliśmy krótkie oświadczenie, że popiera nasze starania o usamodzielnienie pisma i wierzy, że potrafimy wydawać gazetę niezależną, obiektywną, otwartą dla wszystkich. Ta kartka papieru - jak się szybko okazało -miała magiczną moc. Otwierała wszystkie drzwi, przełamywała wszystkie opory. Dzięki niej nasza dziennikarska spółdzielnia otrzymała prawo wydawania "Ziemi Kaliskiej". A gazeta przeżyła krótki okres największej świetności w swych 45-letnich dziejach. Najlepsza wizytówka Był człowiekiem niezłomnych zasad, ale też wielkiego serca i wyrozumiałości. Mówiono też o nim, że miał dwoistą naturę. Odważny i bezkompromisowy, stawiał sobie i innym wysokie wymagania, a jednocześnie świetnie znał i rozumiał zwykłe ludzkie słabości. Zaangażowany bez reszty w wielką politykę -pozornie niedostępny - potrafił być otwarty na sprawy zwykłych ludzi, którym bezinteresownie pomagał. Był człowiekiem, którego nie da się scharakteryzować w kilku zdaniach, ani też zamknąć w standardowych formułkach. Kaliszanom zresztą takie etykietki nie były wcale potrzebne. W tym mieście samo nazwisko Wende miało swoją wymowę. Było najlepszą wizytówką. W kaliskich annałach zapisał się złotymi zgłoskami dziadek senatora, pastor Edward Henryk Wende - wielki działacz i społecznik, długoletni prezes Rady Miejskiej Kalisza. Swój patriotyzm potwierdził w 1939 roku, kiedy to protestując przeciw zakazowi prowadzenia nabożeństw w języku polskim, zrezygnował z funkcji pastora kaliskiej parafii. Wielce szanowani byli też rodzice. Ojciec Edward Wende, znakomity adwokat, który nie bał się bronić "kułaków". I matka, Aniela z Ziółkowskich, nauczycielka historii - tej prawdziwej, która nie pomijała prawdy o Katyniu - działaczka Polskiego Towarzystwa Historycznego. Między Warszawą a Kaliszem Przyszły senator urodził się w roku 1936 w Warszawie. Los jednak związał go ponownie z Kaliszem. Po powstaniu warszawskim, kiedy to rodzina cudem ocalała podczas bombardowania, a z domu zostały tylko gruzy, zapadła decyzja o wyjeździe do Kalisza. Tutaj czekała nietknięta rodzinna kamienica pod ratuszem i wierna gosposia, która o nią dbała. Stylowe meble, książki na pólkach czy kwiaty w wazonach wydawały się - po wojennym koszmarze - prawdziwym cudem. To wszystko przesądziło, że rodzina pozostała w Kaliszu na długie lala. A Edward Joachim mógł uczyć się w sławnym Liceum Adama Asnyka (matura 1953). Zanim poszedł w ślady ojca, szukał innej drogi, ale rodzinna tradycja okazała się silniejsza. Ostatecznie ukończył wydział prawa na Uniwersytecie Wrocławskim. Aplikację u mecenasa Ryszarda Sicińskiego w Warszawie zrobi dość późno. Nie ułatwiali mu tego ludzie, którym obce były wartości, jakim hołdowała ta rodzina. Wpisany na listę adwokatów dopiero w 1976 roku, specjalizował się w sprawach karnych i prawie rodzinnym. Dość szybko - za sprawą mecenasa Tadeusza de Viriona - dał się zaangażować w głośne procesy polityczne, broniąc działaczy opozycji m.in. Leszka Moczulskiego. W tym czasie, kiedy nikt jeszcze nie przewidywał upadku starego ustroju, niewielu było adwokatów, gotowych do podjęcia takiego ryzyka. Tak wyłaniała się przyszła elita polityczna. Prawdziwą sławę zdobył jednak Wende jako oskarżyciel posiłkowy w procesie zabójców księdza Jerzego Popiełuszki. Konsekwentnie domagając się ukarania nie tylko wykonawców lecz przede wszystkim inspiratorów tej zbrodni. W wielkiej polityce Echa tych wielkich procesów oczywiście docierały także nad Prosnę. Sam mecenas Wende powrócił do Kalisza już jako senator, wybrany wolą mieszkańców miasta i regionu. Entuzjastycznie witany przez kaliszan, starał się poznać i zrozumieć ich problemy. Ale swą rolę parlamentarzysty pojmował przede wszystkim jako tworzenie prawa i kreowanie wielkiej polityki. Zabierał głos w najważniejszych dla państwa sprawach, zawsze z tą samą odwagą i determinacją, a jego opinii nie można było lekceważyć. Dla kaliszan był chyba postacią z innego świata. W kolejnych wyborach, kiedy triumfowała już demagogia nie zyskał tak dużego poparcia. Potem wolał startować do parlamentu z okręgu warszawskiego. W1997 został posłem Unii Wolności. W 2001 przegrał wraz z tą partią, której pozostał wiemy do końca, bo takie miał zasady. Głęboko jednak przeżył tę porażkę, co odbiło się też na jego stanie zdrowia. Odszedł od czynnej polityki, ale tym mocniej brzmiał jego głos, kiedy komentował moralny upadek parlamentu, anarchię, łamanie prawa przez posłów. Wiadomość o jego przedwczesnej śmierci - 28 maja - podana w czołówce telewizyjnych, wieczornych "Wiadomości", poruszyła chyba całą Polskę. Doceniali Go wszyscy Kim był Edward Wende? Na pewno wybitnym znawcą prawa i świetnym mówcą w najlepszym stylu, mądrym i konsekwentnym politykiem dużego formatu, uczciwym człowiekiem z zasadami i dyskretną życzliwością dla innych. Tadeusz Mazowiecki określi go jako wzorzec przyzwoitego człowieka. W kręgu AWS nazywano go sumieniem Unii Wolności. Doceniali go także przeciwnicy polityczni, czego najlepszym wyrazem był, nadany mu w dniu śmierci przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. W dziejach Kalisza Edward Joachim Wende zapisze się na pewno jako jedna z najwybitniejszych postaci, związanych z tym miastem. Wierzę, że wkrótce powiększy zaszczytny poczet "Honorowych Obywateli Miasta". Bożena SZAL W związku ze śmiercią Edwarda Joachima Wende - wybitnego Polaka, przyjaciela " Solidarności", obrońcy w procesach politycznych działaczy opozycji w latach komunistycznego terroru, senatora RP, Honorowego Konsula Księstwa Lichtenstain - Zarząd Regionu NSZZ "S" zaprosił tych wszystkich, którym Osoba Zmarłego była i pozostanie bliska, do udziału w mszy św. żałobnej, która została odprawiona w Sanktuarium Serca Jezusa Miłosiernego w Kaliszu (Kościół oo. Jezuitów) w sobotę, 8 czerwca, o godz. 12.00. |
||||
Śmierć Edwarda Wendego dopisuje się do coraz dłuższej listy polskich narodowych strat Wende
Piotr Nowina-Konopka Wiele osób będzie wspominało Edwarda Wendego. Podkreślone zostaną jego zasługi dla Polski, miłość do najbliższej rodziny, wierność wobec przyjaciół, bezinteresowna gotowość pomocy zrazu nieznanym, a z czasem coraz mu bliższym osobom. Wyliczone będą dzieła, których dokonał, choć nigdy i nigdzie nie był tzw. pierwszym. Ktoś przypomni, że zazwyczaj szedł o pół kroku z tyłu, jeśli chodzi o obejmowanie funkcji, mimo że nieraz pierwszy zgłaszał niepopularne propozycje. Ci, którym dane było przez długie lata mieć go za współtowarzysza tak wielu zmagań, zaczną tworzyć swoisty „alfabet Wendego", złożony z niezliczonych anegdot i cytatów z przemówień, wystąpień, a także bon motów rzucanych z senatorskiego fotela lub poselskiej ławy. Miałem zaszczyt i radość zaliczać się do jego przyjaciół. Jak to bywa, niekiedy poważnie i porywczo sprzeczaliśmy się, kiedy indziej byliśmy zgodni „aż do bólu". Bardzo przygasł po śmierci Ewy i ta jego miłość poza grobową deskę mocno podkreślała protestancko-polską „genetykę" Edka. Tak samo mocno wyróżniało go przekonanie, że mimo wszelkich zmian i przetasowań dziedzictwo sierpnia 1980 zawsze pozostanie zobowiązaniem i zarazem powodem do satysfakcji. W tym sensie otwarty na nowości i niespodzianki pozostał klasycznym przykładem konserwatyzmu. Zwroty polityczne ostatnich czasów nie tyle go zaskoczyły, ile umocniły w akcentowaniu nienaruszalnych zasad uprawiania przyzwoitej polityki. Tutaj zresztą sam był nie do ruszenia: nigdy nawet nie otarł się o ryzyko bycia posądzonym o prywatę. Nie myślę o ambicji, bo miał swoje osobiste ambicje i wielu nie udało mu się zrealizować, ale raczej o tym, że ludzie spotykający go na ulicy patrzyli na niego z szacunkiem. Nie ze strachem, lecz właśnie z szacunkiem, choć należał do „elit", do „władzy", do „onych". Śmierć Edka dopisuje się do coraz dłuższej listy polskich narodowych strat. Do tych, którzy umarli w momencie, w którym ludzie zwykli umierać, mimo to na długo, a niekiedy na zawsze, pozostawiają po sobie bolesną wyrwę. Do tych, których śmierć odrywa od dopiero rozpoczętej roboty. Do tych, którzy zrobili już wszystko, co przyzwoici ludzie powinni w życiu zrobić, ale którzy mogli - choćby w Trybunale Stanu - wyznaczać swoim doświadczeniem i autorytetem praktyczne granice między dobrem i złem, między tym, co w polityce wolno i czego nie wolno robić. Do tych wreszcie, których zabraknie na coraz krótszej „rezerwowej ławce" polskiej polityki. Odbieram śmierć Edka z bardzo osobistej perspektywy. Niezależnie od wielkiej ludzkiej sympatii dla jego renesansowych zainteresowań i zachowań (dużo by i o tym pisać...) ubywa mi z widzialnego świata kolejna postać wielkiego kalibru, z jaką dane mi się było zetknąć przez ostatnie ćwierćwiecze. Uświadamiam to sobie, kiedy przy kolejnym nazwisku w mojej prywatnej książce adresowej stawiam krzyżyk. Co kilka lat książka wypełnia się - muszę wtedy jej treść pracowicie przepisywać do obszerniejszej. Waham się zawsze, czy do tej nowej nie przepisać nieaktualnych już adresów i numerów telefonów. Adresów, pod którymi już nikogo nie zastanę, i telefonów, których już nikt nie odbierze. Tyle mojego, że ci ludzie kiedyś byli i że miałem szansę znaleźć się blisko nich. Zmieniali niekiedy poglądy, trwałe pozostawało wewnętrzne poczucie przyzwoitości i obywatelską go obowiązku, które szło o wiele długości przed domaganiem się dla siebie samych obywatelskich uprawnień. Dziś coraz mi trudniej takich znaleźć. Opowiadał mi kiedyś Edek o wietrze którego doświadcza się, pędząc motorem po pustej szosie. Dziś mam wrażenie, że on sam ledwo mignął i już go nie ma. Niechby po nim i po tych wszystkich, którzy przemknęli, pozostał na przynajmniej ich dobry wiatr.
Lech WAŁĘSA Edward Wende był wielkim patriotą, wybitnym prawnikiem. Wielka szkoda, że już go z nami nie będzie. Widocznie tam, gdzie teraz jest, też są potrzebni tacy świetni ludzie. Był człowiekiem bardzo odważnym, bo w czasach PRL adwokat broniący więźniów politycznych wiele ryzykował. Z przeciwnikami polemizował z wielką klasą, nikogo nie raniąc. To był prawdziwy arbiter politycznej elegancji. Żałuję, że nie do końca udało się wykorzystać jego wielkie zdolności przy budowie demokracji w Polsce. Nie osiągnął wszystkiego, co mógł osiągnąć. A on sam nie był typem rozpychającym się łokciami - raczej stał w kolejce i czekał. Szkoda, że się nie doczekał. Przykład Wendego pokazuje, jak wielu mieliśmy świetnych ludzi w obozie niepodległościowym, i jak nie potrafiliśmy tym bogactwem gospodarować.
Leszek MOCZULSKI Już w latach 60. jeździliśmy razem z Edkiem na koniach - a był świetnym jeźdźcem. Wiele lat temu miał wypadek na koniu i od tego czasu częściej używał do swoich wariackich jazd motocykla. Jako adwokat był trochę ostrożniejszy, ale niebywale odważny. Także poza salą sądową. Gdy przyjeżdżał do nas do więzienia, wymuszał na naczelnikach korzystne dla nas decyzje. Nie bał się ich. Wynosił od nas grypsy. Nie wszyscy mieli tyle odwagi w tamtych czasach. Polityka bardzo długo go nie interesowała. Zdecydował się na nią w 1989 r. i związał się ze środowiskiem dzisiejszej Unii Wolności, czyli był daleko od KPN. Ale łączyły nas wspólne kanony polityczne. Ciężką chorobę znosił Edek z pokorą i godnością. Był odważny do końca. WPROST, 9 CZERWCA 2002 |
||||
|
||||
Togę oddałem synowi Adwokat, który jest politykiem.
Harlejowiec, który jeździ konno. Protestant, który wspiera budowę
katolickiej szkoły. Poseł Unii Wolności, z którym bez zastrzeżeń zgadza
się Stefan Niesiołowski. Edward Wende, jedna z niewielu osób, o której
mówią i z prawej, i z lewej strony politycznej sceny.
W reklamówce TV Puls można zobaczyć, jak
chwali Waldemara Ogińskiego, dziennikarza showmana, który swoimi
wypowiedziami i stylem bycia wielu wpływowym środowiskom zdążył się już
narazić. Powstaniec W Warszawie przeżył
powstanie. Zresztą cudem. Dom, w którym mieszkała jego rodzina na
Mazowieckiej, został zbombardowany. Siedzieli w schronie wielkości
biurka. Po sąsiedzku był szpital polowy. Ze schronu zdecydowali się
wyjść po długich namowach. Panna Lidia, która opiekowała się dziećmi
rodziny, przypomniała sobie, że zostawiła dla nich kaszkę. Wróciła.
Wtedy usłyszeli wybuch. - Ojciec nas złapał za ręce. Zobaczyliśmy, że
stoimy na krawędzi przepaści. W nią zapadł się cały szpital. Po pannie
Lidii został tylko but i torebka - mówi Wende. Edukacja W domu państwa Wende co
do nowej władzy nie było żadnych złudzeń. Ojciec posła, również Edward,
znany kaliski adwokat, bronił kułaków. Adwokat Na studia dostał się do
Wrocławia. Po kolejnym podejściu. Aplikacja nie stanowiła problemu. Jako
adwokat radził sobie dobrze. - Obronę miałem we krwi - ocenia. - Żyłem w
adwokaturze od dzieciństwa. Ojciec miał kancelarię w domu. Czasem
wychodzili z mamą do kina. Zostawiał mi wtedy pisma do przepisania na
maszynie. Gdy popełniłem błąd, zaczynałem od początku - opowiada.
Opozycja Władysław Siła-Nowicki,
nieżyjący już obrońca w procesach politycznych, obliczył, że w całej
Polsce było tylko 22 adwokatów, którzy podejmowali się obrony opozycji.
Trudno zliczyć, w ilu takich procesach występował mecenas Wende. - Nie o
to chodzi, że ja byłem taki wspaniały - mówi dziś. - To ci, których
broniłem, byli wspaniali. Część ludzkiej sympatii, którą byli otaczani,
spadała więc na nas. Nikt wtedy nie myślał, że komuna upadnie. To był
akt desperacji i ogromnego przekonania, że robimy dobrze. Szczególny klient Kilka tygodni tenor
Wende publicznie zaprotestował przeciw słowom Adama Michnika, szefa
"Gazety Wyborczej", który we wspólnym wywiadzie z generałem Czesławem
Kiszczakiem oświadczył, że generał spłacił już swoje winy. Przypomniał,
że Michnik może wybaczyć jedynie we własnym imieniu. - To fakt, nie mogę
się pogodzić, że ci ludzie nie ponieśli żadnych konsekwencji, choć są
odpowiedzialni za najgorsze zbrodnie, za upadek gospodarczy i etyczny
naszej ojczyzny - mówi mecenas. Polityk W 1989 r. został
senatorem z ramienia OICP. Przewodniczył Senackiej Komisji Spraw
Zagranicznych. Wtedy to doceniły go władze Luksemburga. Po dokładnym
sprawdzeniu Edward Wende został pierwszym konsulem zachodniego państwa w
kraju postkomunistycznym. - Podczas audiencji w Luksemburgu wielki
książę zagadnął: Byłem w Czechosłowacji, Rumunii, na Węgrzech, ale nigdy
nie zostałem zaproszony do Polski. Odpowiedziałem: Jak tylko wrócę,
postaram się ten fatalny błąd naprawić - opowiada Wende. Rodzina
Niedawno przeprowadził
się z dwukondygnacyjnego mieszkania przy ulicy Piwnej do mniejszego, na
Żoliborz. - Poprzednie zbyt mi przypominało żonę - mówi. Ewa Wende z
domu Wende (była kuzynką z drugiej linii, nosiła to samo nazwisko)
zmarła w 1995 r.
AGNIESZKA RYBAK, "Ludzie" 16 marca 2001 |
||||
Światło stłuczonej latarki O pomyśle, jak szybko
poprawić bezpieczeństwo obywateli, o sędzi, która nie nakazała aresztować
bandytów, bo poszła na śniadanie, o wyższości dożywocia nad karą śmierci, o
procesie zabójców księdza Jerzego Popiełuszki, o metodach SB, o grubej
kresce i o wartościach wyniesionych z domu rodzinnego, a także o tym,
dlaczego nie zmienia partii - mówi popularny polityk, adwokat, znany obrońca
w procesach politycznych PRL. Potroić patrole! W 1992 roku - o czym mało
kto wie - wystąpił Pan w senacie z projektem, który miał wzmocnić poczucie
bezpieczeństwa zwykłych obywateli. Chodziło o dokooptowanie do policyjnych
patroli żandarmów wojskowych i strażników miejskich. Jak Pan argumentował za
tym pomysłem? Rozmawiała Elżbieta Isajewicz, Gazeta Polska nr 25(414), 20 czerwca 2001 r. |
||||
|