MARKS
Wystawa w Muzeum Okręgowym Ziemi Kaliskiej
Najbardziej
wnikliwie, ale też najprościej i najpiękniej napisał o twórczości Krzysztofa
Marksa Maciej Maria Kozłowski - zmarły niedawno - dziennikarz, poeta, krytyk
sztuki i literatury. Jego tekst zamieszczony w katalogu wystawy prac Marksa,
zorganizowanej w trzy lata po śmierci artysty należy tu cytować koniecznie.
Pisał go bowiem nie tylko znawca przedmiotu, ale także przyjaciel, nie
apologeta bynajmniej.
Twórczość Krzysztofa trudno zdefiniować - można
powiedzieć o niej - niespokojna. Jest wciąż pięknym początkiem, któremu brak
finału. Kozłowski pisze: Niewątpliwy talent i okresy niezwykłej, wręcz
benedyktyńskiej pracowitości, ale tylko okresy, co trzeba tu wyraźnie
podkreślić, tkwiąca w nim do końca prawie dziecinna ciekawość zmuszająca do
zgłębiania tajemnicy malarstwa i równie chłopięca przekora - "ja też
potrafię..."
To wszystko można prześledzić na pierwszej
muzealnej wystawie zorganizowanej w 18 lat po odejściu Krzysztofa. Udało się
na niej zgromadzić około trzydziestu obrazów (oleje, tempery) i prawie
sześćdziesiąt grafik oraz rysunków. Oczywiście nie jest to cała spuścizna po
artyście, który - przywołam tu raz jeszcze tekst Kozłowskiego -
...rozstawał się ze swoimi pracami dość łatwo, niemal bezceremonialnie, po
prostu przestawały go obchodzić. Mawiał też, że teraz już muszą pójść na
swoje własne utrzymanie. Rozdawał je przyjaciołom i znajomym, sprzedawał
niemal za bezcen chętnym, których nie brakowało, niektóre płótna
przemalowywał, inne odstawiał w kąt pracowni, skąd ginęły w okolicznościach
tajemniczych, co zresztą artyście schlebiało na swój sposób. To jednak,
co pozostało daje pojęcie o poszukiwaniach Krzysztofa, o jego fascynacjach i
próbach oswojenia rozmaitych epok i stylistyk sztuki.
Bez trudu odnajdziemy w jego dziele inspiracje
Boschem, lecz i Dalim, Kantorem, Szajną, też ekspresjonizmem i uczciwym
realizmem wreszcie.
Nie
jest to zarzut. W każdej pracy odbija się przecież osobowość twórcy, jego
niepokoje, lęki nadające przynajmniej części tej sztuki klimat dramatyzmu i
przeczucia grozy. Ale przecież Krzyś nie był ponurakiem. Był królem życia,
kochającym muzykę, literaturę i kobiety. Chętnie powtarzał za Apollinaire'm
definicję intensywnej egzystencji: I pijesz ten alkohol palący jak życie,
życie które pijesz jak wódkę obficie... Pisze Maciej Kozłowski: Nie
potrzebował cudzej legendy. Miał swoją, co więcej nie zaniedbywał jej
narastania, dodawał do niej coraz to nowe, spiętrzające się szczegóły w
różnych tonacjach. Chciał być inny (...). Trzeba mu było tez inności życia,
innej hierarchii wartości, innych tropów, którymi chadzał. A przecież
nigdy nie przybierał masek, twarz miał jasną, otwartą, swej życzliwości,
więcej: serdeczności do ludzi, nigdy nie potrafił skryć, nawet wówczas, gdy
wypowiadał sarkastyczne słowa o innych (...). Ta wystawa nie powstałaby
gdyby nie życzliwość Mamy Krzysztofa - Pani Lucyny Prylińskiej. Z jej
zbiorów pochodzi większość prezentowanych prac. Pozostałych użyczyli - w
odpowiedzi na apel Muzeum - przyjaciele i znajomi artysty. Im wszystkim
serdecznie dziękujemy za pomoc.
Współtwórcą i pomysłodawcą wystawy, autorką
aranżacji jest Elżbieta Michalska prowadząca kaliską Galerię za Bramą. Jej
także dziękujemy za czas poświęcony organizowaniu pokazu.
Barbara Kowalska, Kalisia Nowa nr 12/97/2002 |
Był
najzdolniejszym i najciekawszym kaliskim
artystą-plastykiem pierwszego powojennego
pokolenia, a pewnie jeszcze kilku kolejnych
generacji. Wszechstronnie utalentowany; uprawiał
malarstwo, rysunek, grafikę warsztatową i
użytkową, także tkaninę artystyczną
eksperymentując też z innymi technikami i
tworzywami. Niestety nigdy nie rozwinął swych
talentów do końca. Zmarł - przedwcześnie,
tragicznie, bezsensownie.
Urodził się w
Szklarskiej Porębie, ale zawsze czuł się
kaliszaninem - i nie protestował, kiedy w jego
notach biograficznych jako miejsce urodzenia
podawano Kalisz. Tutaj też w starej kamienicy
przy ratuszu, w pobliskich uliczkach i
podwórkach upłynęło jego dzieciństwo. Ukończył
szacowne Liceum im. Adama Asnyka, gdzie zwrócił
na siebie uwagę m.in. sukcesami... sportowymi.
Biegał z powodzeniem na krótkich dystansach.
Po maturze
podjął studia plastyczne w Poznaniu, ale dość
szybko je przerwał, co mogło mieć związek ze
studenckimi kontestacjami, które doprowadziły do
strajków w marcu 1968 roku. Potem uczył się w
Studium Nauczycielskim w Kaliszu. Znacznie
ważniejsze były jednak dla niego wizyty w
gościnnej pracowni znakomitego artysty malarza i
grafika, a także pedagoga Andrzeja Niekrasza,
którego uważał za swego pierwszego i chyba
jedynego mistrza.
Krzysztof był
„wolnym ptakiem”. Pracował w różnych
instytucjach, ale zawsze robił to, co go
wciągało, fascynowało czy bawiło. Zaczynał w
Kaliskim Domu Kultury, gdzie działy się wówczas
rzeczy ciekawe. Wtedy narodził się legendarny
zespół „Młody Blues” i Festiwal Awangardy
Beatowej, z którego po latach wyrosły dwa
liczące się festiwale: rockowy w Jarocinie i
jazzowy w Kaliszu. Krzysztof nie tylko
projektował plakaty i inne druki festiwalowe,
ale pisał też teksty piosenek dla „Bluesa”.
Współpracował również z przedsiębiorstwami
handlowymi, projektując wnętrza i ekspozycje
sklepowe oraz inne formy reklam. Jego dziełem
była m.in. aranżacja sklepu muzycznego przy
ratuszu. Tworzył okolicznościowe dekoracje scen,
sal czy ulic - elementy tzw. propagandy
wizualnej, która była stałym tłem ówczesnego
życia społecznego
i politycznego. Najbardziej jednak cenił sobie
współpracę z prasą lokalną. Jego rysunki,
winiety
i inne ozdobniki wzbogacały szatę graficzną
gazet. Gdyby darował sobie jeszcze kilka lat
życia, byłby znakomitym grafikiem komputerowym.
Swoje prace
prezentował niezbyt często, ale zawsze były to
kolekcje starannie przygotowane, z katalogiem i
wernisażem. Najczęściej pokazywał je w Kaliszu:
w kawiarni „Bursztynowa” (1971), w domu kultury
zakładów „Wistil" (1973), w Klubie Związków
Twórczych „Wanatówka” (1974), w Klubie MPiK
(1981); ale także w klubach studenckich we
Wrocławiu (1971) i Łodzi (1982). Ostatnią
ekspozycję przygotował niedługo przed śmiercią
(w maju 1984 roku) w gmachu kaliskiego teatru
jako imprezę towarzyszącą 24 Kaliskim Spotkaniom
Teatralnym. Zatytułował ją „Życie to nie teatr”,
nawiązując do słów tragicznie zmarłego,
kultowego wówczas poety, Edwarda Stachury. Pięć
miesięcy później odszedł od nas na zawsze, mając
zaledwie 38 lat. W 1987 roku przyjaciele
przygotowali jego niewielką pośmiertną wystawę w
Klubie MPiK, większą pokazano w 2002 roku w
salach Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej.
Adam Borowiak,
prezes
|