Lidia Rudowicz-Zengteler (1956-2005) |
|
|
Od przejmującego smutku, od
głębokiego żalu, jaki towarzyszy bezpowrotnemu odejściu kogoś, kto był pośród
nas, bardziej przejmujące i głębokie są - cisza i milczenie. Zakłócić tę ciszę i
przerwać to milczenie wolno jedynie słowem serdecznego pożegnania, na które
Lidia swoją obecnością i swoim życiem w pełni zasłużyła. Tę bardzo osobistą
refleksję niosę dzisiaj w imieniu nas, asnykowców – jej koleżanek i kolegów,
członków Stowarzyszenia Wychowanków Gimnazjum i Liceum im. Adama Asnyka w
Kaliszu
Maturę w Asnyku Lidka zdała w 1975
roku. Ci, którzy razem z nią chodzili do tej najstarszej i najsławniejszej
kaliskiej szkoły przy ulicy Grodzkiej, pamiętają ją jako tę mieszkającą koło
Ratusza Lidkę Rudowicz – bardzo dobrą uczennicę, zawsze serdeczną, uczynną
koleżankę, wesołą, tryskającą pomysłami dziewczynę, która była bardzo widoczna
również w szkolnym samorządzie.
A ci, którzy poznali ją później, w
jej dorosłym już życiu, mogli do tej charakterystyki dodać i to, że była ona
wszystkim życzliwa, energiczna, odpowiedzialna i bardzo pracowita. Lubiła
działać, organizować, podejmować wciąż nowe wyzwania. Dom i rodzina (była
kochającą żoną i najtroskliwszą matką dwóch synów) oraz szerokie grono
przyjaciół – to były jej serdeczne obszary, które rozjaśniała swoim optymizmem i
uśmiechem.
Lubiła wszystkich ugościć,
nakarmić. W swoim „Zakładzie” przy ul. Kościuszki, który zaczął już zdobywać w
Kaliszu nie tylko gastronomiczną popularność, z wciąż potwierdzanym kulinarnym
talentem przygotowywała smaczne potrawy, nie zapominając przy tym o
„kulturalnych daniach”, bowiem organizowała tu cykliczne koncerty i inne
towarzyskie zdarzenia z artystami z Kalisza, Poznania, Łodzi.
Ale to już było, bo Lidia odeszła
od nas nagle. W atmosferze smutku, pożegnań, wspomnień i refleksji na myśl
przychodzi mi strofa z wiersza Adama Asnyka pod tytułem „Astry”:
Jakże
smutna teraz jesień,
Ach,
smutniejsza niż przed laty,
Choć
tak samo żółkną liście,
Więdną
kwiaty.
Gdy bezpowrotnie odchodzi osoba kochana, bliska, dobrze nam znana,
zaczyna żyć serdeczna o niej pamięć. Ta pamięć nie ginie i nie więdnie. I
właśnie dzięki temu ktoś utracony i na zawsze już nieobecny nadal ma świadectwa
swojej ziemskiej obecności.
Także Lidia, której już nie ma – póki naszej pamięci – jest i będzie
obecna pośród nas.
ZBIGNIEW KOŚCIELAK |