Pisali o
nas... |
|
Jak opowiadać o mieście, żeby nie było ani za nudno, ani za wesoło, ani nazbyt tragicznie? Niedawno wydany, dwujęzyczny album “Kaliszanie. People of Kalisz” zaprasza do niespiesznej rozmowy. Nie jest poważny, ale z należytym szacunkiem rozprawia o życiu miasta
Ten album jest inny. Nie ma ciężkiego, historycznego wstępu, nie ma zdjęć reprezentacyjnych ulic i pomników, o zgrozo, zlekceważono nawet zabytkowe obiekty. Ożywiająca strony myśl nie kolebie się monotonnie od upadków do wzlotów, od rozwoju do stagnacji; biegnie jak chce, i jak chce to zbacza z drogi - po to, żeby widzieć szerzej. Co zatem zrobiono? Pokazano nas samych, prosto z kołyski wyciągniętych. Pokazano Kaliszan z fotografii zachowanych w domowych archiwach: przed i w czasie zabawy, pracujących, wędrujących przez miasto, zamyślonych, upozowanych do portretu, ale jednak najczęściej uśmiechniętych - radosnych. W takt prywatnej opowieści niepozornie wplata się dzięcięctwo miasta, nie to wyznaczone przez Ptolemeuszowy zapis, ale to, które mogło być sfotografowane – fabrykantów i jaśniepaństwa z podkaliskich majątków, rzemieślników i uczniów gimnazjum męskiego. Na tę warstwę nakłada się kolejna, w tym albumie najważniejsza tkanka kulturowa. Każda fotografia tutaj pokazywana otwiera nowy wątek, przybliża inny aspekt życia. Na przykład kulinaria. Czy ktoś jeszcze piecze obwarzanki kaliskie na 40 jaj, do tego z cynamonem? Rzecz wielce frapująca, bo gdy zapytać o oryginalny smak znad Prosny, odpowiedzi nie są jasne. A tu proszę: pełny przepis i to ręką uczoną kaligrafii zapisany. No bo po cóż byłoby wracać do fabryki biszkoptów Mystkowskiego, jeśli nie dla tej kartki, po której skrobano jeszcze stalówką maczaną w inkauście? Po co pokazywać młodzieńców wśród panienek spieszących na bal, jeśli nie dla ich dzienniczków, pamiętników, toalet, fryzur, wąsików, a nade wszystko zalotności? Jak nie narzekać na schamienie czasów, czytając: “Nie pij nigdy napojów spirytusowych, gdyż działają zabójczo na mózg i na zdolności umysłowe” (z “Dziesięciu rad higienicznych ucznia”). Ba, jak zachować powagę, przyglądając się “żywym obrazom” ustawianych na wzór Drogi Krzyżowej? I co się z nami stało od tamtego czasu?
Pierwsza wojna światowa nie przemieni charakteru tej opowieści. Mocniej zostaje zaakcentowany wielokulturowy charakter miasta (majówki parafii ewangelickiej, przejmujące zdjęcia żydowskiej rodziny). Kobiety wprawdzie zakładają krótsze sukienki i przycinają włosy, na ulicach i przed wiejskimi majątkami pojawiają się samochody, ale prawda kryje się w tak samo zadumanych spojrzeniach fotografowanych. Bodaj tylko nadziei jest w nich jeszcze więcej. To ciągle ten sam elegancki, dziewiętnastowieczny świat. Niepostrzeżenie wkrada się jednak niepokój. Coraz więcej mundurów, harcerskich (Tadeusz Kulisiewicz z lat 30.), a już za chwilę wojskowych (komandos Henryk Jedwab). Kolejna wojna zmieni kolor albumu - ze szlachetnego brązu, który nałożono na reprodukowane do tej pory zdjęcia, na siermiężną szarość lat socjalizmu. Pojawiają się też nowe tony. Oto Bronisław Chałasiński portretowany w latach 40. z numerem obozowym na ręce. Oto władze Kalisza podejmujące szampanem delegację radziecką. Na koniec kilka wielobarwnych kadrów współczesnych, jak wszystko w tym albumie, nieprzypadkowych. Opowieść trwa. Fotografie znajdują dopełnienie w doniesieniach prasowych, uroku starych reklamach, starannie dobranych wierszach: Mariana Cezarego Abramowicza, Wandy Karczewskiej, Tadeusza Petrykowskiego, Mariana Kubickiego, w końcu - Piotra Łuszczykiewicza. Jego “Kaliski tryptyk okienny” zestawiony ze zdjęciem Heleny i Stefana Rydzewskich z lat 60. wydają się nierozerwalną całością. Historia zatoczyła krąg. Kiedy po raz pierwszy małżeństwo pojawia się na stronach, pani Helena ma jeszcze długą, dokładnie zapięta pod szyją suknię. Jest rok 1910.
Album “Kaliszanie” miał swoją premierę we wrześniu, podczas XV Zjazdu Asnykowców. Godzi się o tym przypominać, bo też w kręgu stowarzyszonych zrodził się pomysł książki. Z wielu osób biorących udział w pracach nad jej powstaniem, trudno nie wymienić dwóch, najbardziej zaangażowanych w porządkowanie starych szuflad, panów: Adama Borowiaka i Krzysztofa Oleksiaka. Album według ich koncepcji jest barwną, wielowątkową opowieścią o mieście – jakiego już nie ma i jakie jest, dlatego, że poprzednie zniknęło. Prowadzący mieli jeszcze jedno szczęście. Zaprosili do współpracy dobre pióra. Album opatrzony tekstami Bożeny Szal–Truszkowskiej i Anity Jones-Debskiej zyskuje na wartości. Anna Tabaka“Kaliszanie. People of Kalisz”, Art Studio Oleksiak, Stowarzyszenie Wychowanków Gimnazjum i Liceum im. Adama Asnyka w Kaliszu. Album wydany z okazji XV Zjazdu Asnykowców nakładem Zenona Sroczyńskiego, asnykowca, właściciela Helleny SA przy udziale środków RM Kalisza i PEC S.A. w Kaliszu. Kalisza, wrzesień 2003 r. |
|