PO "ASNYKU" SUKCESÓW BEZ LIKU
Trudno znaleźć dziedzinę życia, w której nie pracowaliby absolwenci
"Asnyka". Wielu z nich odnosi sukcesy w biznesie. Jednym z nich jest
Zenon Sroczyński (matura 1965 r.). Utworzone przez niego w 1991 roku
przedsiębiorstwo "Hellena" urosło do rangi potentata w polskim przemyśle
napojów bezalkoholowych. Potencjał produkcyjny macierzystego zakładu w
Kaliszu od trzech lat coraz bardziej uzupełnia nowa fabryka w Opatówku.
Tempo i rozmiar w jakim się rozwija szokuje laików, nowoczesność i
kompleksowość rozwiązań budzą respekt profesjonalistów. Sroczyński
równorzędną wagę przywiązuje do inwestycji stricte produkcyjnych i
towarzyszących. Obok najnowocześniejszych linii produkcyjnych pracują
wysoko wydajne urządzenia do produkcji opakowań. Woda czerpana jest z
głębinowych odwiertów zlokalizowanych kilka kilometrów od nowej fabryki.
Funkcjonuje, także dla potrzeb okolicy, zakładowa oczyszczalnia ścieków.
Imponują rozmiarem obiekty magazynowe, biurowe, socjalne. Przyciągają
uwagę rozległe place manewrowe, nowe chodniki, ogólna estetyka
fabrycznych terenów.
To zewnętrzna strona medalu. Medalu w
przenośni i dosłownie. Bowiem rozwój "Helleny" zasadza się na wysokiej
jakości pracy i odpowiednich jej efektach. Produkowane soki, gazowane i
niegazowane napoje i wody mineralne uzyskały aż 6 Złotych Medali
największych polskich targów "Polagra", przyznano im Znak Jakości Q oraz
Konsumencki Znak Jakości. To walory produktów sprawiły, że są one
chętnie i często spożywane w całym kraju a także rozwija się ich
eksport.
Instytut PENTOR wskazuje, że marka
"Hellena" jest najbardziej popularną i najsilniejszą polską marką
napojów bezalkoholowych.
"Hellena" może się także pochwalić
sukcesami w innych dziedzinach: współdziałaniu z otoczeniem, tworzeniu
warunków pracy, wspieraniu kultury i sportu, udzielaniu pomocy
potrzebującym - głównie dzieciom. Za powyższe Zenon Sroczyński odebrał w
ostatnim okresie w imieniu "Helleny" szereg wyróżnień. M.in. tytuł
Gwiazdy Gospodarki Trzeciej Rzeczypospolitej, ogólnopolską nagrodę
Przedsiębiorstwa Fair Play czy ogólnokrajową nagrodę "Pracodawcy -
organizatora pracy bezpiecznej". Specjalne podziękowania nadesłały
władze kościelne za wydatną pomoc w przeprowadzeniu pielgrzymki Jana
Pawła II do ojczyzny.
Cieszy fakt, że w okresie kiedy wiele
polskich podmiotów gospodarczych przeżywa trudne chwile, "Hellena"
kroczy od sukcesu do sukcesu. Cieszy, że twórcą tych dokonań jest nasz
szkolny kolega.
Wybudował w
centrum Kalisza dom z 26 mieszkaniami. A potem znalazł najbardziej
potrzebujące rodziny. l rozdał im te mieszkania za symboliczną złotówkę.
Czy zrobił to, by zdobyć rozgłos, zareklamować firmę, której jest
właścicielem? Jeśli tak, to nie była to tania reklama: dom kosztował 2,5
mln zł.
On i dwie Heleny
|
|
We wrześniu ubiegłego roku w kaliskiej prasie regionalnej ukazały się
ogłoszenia, w których firma Hellena informowała, że wybudowała dom z 24
mieszkaniami (potem udało się wygospodarować jeszcze dwa) i zachęcała do
składania podań.
- Zgłosiłam się, chociaż nie wierzyłam, że
jakaś prywatna firma może mi dać za darmo mieszkanie. Zwłaszcza że przez
dwadzieścia lat mieszkałam z mężem i czwórką dzieci na szesnastu metrach
kwadratowych. Po miesiącu dostałam wiadomość, że jestem na liście. To
był szok, nie wierzyłam, dopóki nie odebrałam kluczy - opowiada jedna z
lokatorek.
Uroczyste wręczenie kluczy do mieszkań w
domu z logo sponsora na froncie odbyło się 31 października. - Za 1 zł
dostaliśmy notarialne akty własności mieszkania - opowiada inny
mieszkaniec. - Kto by pomyślał, że ktoś może coś tak bezinteresownie
dać...
- Mieszkanie było kompletnie wykończone, z
podłogami, kuchenkami, wyposażeniem łazienki. Tylko meble wstawić i
zamieszkać - cieszy się Andrzej Gąsiorek. Oboje z żoną dostali
mieszkanie 45-metrowe, większe rodziny mają nawet 80-metrowe. Ich
ośmioletni syn ma wreszcie swój własny pokój. Pan Andrzej sądzi, że
nigdy nie miałby szansy kupić mieszkania za własne pieniądze.
Jest na rencie inwalidzkiej, żona pracuje w
Hellenie, zarabia 600-700 zł (tak się zarabia nie tylko w Kaliszu). - A
za takie mieszkanie zapłaciłby ponad sto tysięcy - mówi pan Andrzej.
Ale nie tylko pracownicy Helleny dostali
mieszkania. - Praca w Hellenie nie była warunkiem. Wybieraliśmy rodziny
najbardziej potrzebujące, ale takie, w których przynajmniej jedna osoba
miała pracę - mówi Jan Mosiński, szef kaliskiej "Solidarności".
Pozytywne myślenie
|
|
Opatówek, niewielka miejscowość pod
Kaliszem. Tu mieści się główna siedziba Helleny. Nietrudno ją zauważyć -
kompleks hal produkcyjnych ze szklanym biurowcem z olbrzymim logo firmy
na dachu góruje nad okolica. W środku błyszczące kamienne posadzki,
przestronny hol. Widać, że firma bogata. Z najwyższego piętra, gdzie
znajduje się biuro właściciela Helleny, a gdzie winda już nie wjeżdża,
roztacza się widok na podmiejsko-rolniczą okolicę.
Z okien gabinetu Zenona Sroczyńskiego,
właściciela firmy i prezesa rady nadzorczej, roztacza się widok na jego
imperium: hale produkcyjne, parkingi samochodowe, kilka autobusów
oznaczonych logo firmy, którymi dojeżdżają do Helleny pracownicy i
baterię TIR-ów. Mapa, która wisi na ścianie gabinetu właściciela firmy,
upstrzona jest dziesiątkami znaczków w różnych kolorach - to hurtownie,
do których każdego dnia podąża kilkadziesiąt TIR-ów z logo Helleny.
Z okien widać też sady. Hellena dzięki nim
żyje: produkuje soki i napoje. Zwłaszcza napoje tak przypadły do gustu
Polakom, że wypijają ich więcej niż produktów zachodnich koncernów od
dawna obecnych na naszym rynku - pepsi i coca-coli.
Hellena to ponad 1400 pracowników, 35
procent udziału w krajowym rynku napojów niegazowanych i 20 procent w
rynku napojów gazowanych.
- Zachodnia konkurencja ma jednak olbrzymią
przewagę kapitałową - przyznaje Sroczyński. - Kapitałem Helleny są
natomiast ludzie, którzy lepiej znają Polaka, lepiej czują jego
potrzeby, lepiej rozwiązują polskie problemy. A w grze rynkowej zwycięża
ten, kto lepiej zna rynek.
Sroczyński twierdzi, że nie czuje na
plecach oddechu zachodniej konkurencji. - Konkurujemy tylko niektórymi
napojami gazowanymi - przekonuje. - Nigdy źle nie życzę nawet
konkurencji. W życiu bardzo ważne jest pozytywne myślenie.
W rodzinie niezamożnego szewca
Nie lubi mówić o sobie. Skromność czy może
obawa, że inni mogą dopatrzyć się czegoś w jego przeszłości?
- Nie wstydzę się przeszłości. Miałem
surowe, ale ciekawe życie - mówi Sroczyński.
Pochodzi z niezamożnej rodziny.
- Może dlatego potrafię sobie radzić z
różnymi problemami, że miałem trudne warunki w dzieciństwie, może
dlatego jestem odporny, że często było zimno - snuje przypuszczenia. -
Życie mnie przygotowało i dzięki temu udało mi się przetrwać wiele
niełatwych momentów. l nauczyło mnie szacunku do człowieka i pracy -
ocenia.
Urodził się w 1947 r. w rodzinie
niezamożnego szewca. Matka Helena zajmowała się czwórką dzieci, ojciec
prowadził warsztat. Naprawiał stare buty, ale i robił nowe na
zamówienie. Nieraz bywało ciężko. Państwo nie hołubiło drobnych
rzemieślników.
Dlatego ojciec szukał pracy dorywczej.
Dzierżawił sady od rolników, czasem kilkaset kilometrów od domu.
Zabierał ze sobą dzieci. Rwali jabłka, a potem je sprzedawali. Ale
państwo domiarami zabierało większość zarobków.
Mama zmarła, kiedy miał 17 lat. Po latach
jej imieniem nazwał swoją firmę. A ponieważ teściowa też była Heleną, w
nazwie są dwie litery "l".
Na niego spadł obowiązek wychowania
11-letniej siostry, mimo to poszedł na studia na Politechnice
Szczecińskiej, na Wydział Ekonomiczno-Inżynieryjny Transportu.
Dorabiał: rozładowywał wagony, był
pomocnikiem na budowie. - Nie każdy dostaje wszystko gotowe na stole.
Całe szczęście, że ja nie dostałem gotowego, bo inaczej pewnie też bym
się popsuł - mówi.
Dlatego pilnuje, by jego własne dzieci, teraz już dorosłe, przygotowywały
się do trudów życia. Córka już samodzielnie prowadzi własny fitness
klub. - Daje jej to wiele satysfakcji, ma dużo zajęć, pochłania ją to
całkowicie - mówi.
Syn studiuje w Łodzi. W zarządzaniu firmą
ojca jeszcze nie uczestniczy. Na razie ojciec przygotowuje go do
przejęcia sterów.
Przepis na milionera
Jak zaczynał karierę właściciel jednej z
większych polskich firm? Przez lata był szefem kaliskiego Wojewódzkiego
Przedsiębiorstwa Handlu Wewnętrznego. Ludzie w Kaliszu pamiętają też, że
należał do komunistycznej PZPR.
- Nie pamiętam jednak, by wykazywał się
szczególną gorliwością - mówi działacz jednej z partii prawicowych. -
Raczej nie miał pleców, skoro go odstrzelono.
Odstrzelono go w 1984 r. Jeździł na handel
do Bułgarii, do ZSRR. Zatrzymali go celnicy białoruscy. Zarekwirowali
"18 metrów tkaniny, jeden krem Nivea, okulary przeciwsłoneczne". I
samochód, którym przemycał te rzeczy. Samochodu nie odzyskał.
Zaraz po tym partia cofnęła mu
rekomendację. Mimo że pracownicy WPHW stanęli po jego stronie, wyrzucono
go ze stanowiska dyrektora. Został bez pracy. Ukończył kurs rolniczy,
kupił pół hektara ziemi i gospodarzył. Wkrótce, w 1986 r., zaproponowano
mu kierowanie Izbą Rzemieślniczą.
Gdy w 1989 r. nastały zmiany: uwolnienie
rynku, nowy, niekomunistyczny rząd, założył firmę Opex, handlującą
artykułami spożywczymi.
Tak rozpoczęła się historia Helleny.
Pamięta pierwszy dzień. - To było 11
listopada, choć jeszcze nie było to święto państwowe - mówi. Osobiście
sprawdzał jakość napoju.
Do dziś zresztą próbuje wszystkich
produktów, a jest ich obecnie blisko 90: soki, oranżada, napoje owocowe,
gazowane i nie. W rozmaitym asortymencie, w różnych opakowaniach.
Z początku szło jak po maśle. Firma stale
rosła.
- Szło mi dobrze, ale wiedziałem, że to nie
to - mówi. W 1991 r. pojechał do Belgii i Holandii, by nawiązać kontakty
handlowe z producentami napojów w butelkach plastykowych. Stamtąd trafił
do Włoch, gdzie kupił linię do rozlewu napojów. - Mogła wyprodukować 3,5
tyś. butelek na godzinę - mówi. Obecnie każda z jego kilku linii ma moc
20 tyś. na godzinę.
- Mówią, że miał układy ze starą
nomenklaturą i dzięki temu dostał duże kredyty - mówi jeden z działaczy
partii prawicowych, proszący o anonimowość.
Innego zdania jest działacz kaliskiej
"Solidarności", zwracając uwagę, że do komisji przyznającej mieszkania
zaprosił przewodniczącego związku. - Nie angażuje się w życie
polityczne, dochodził do tej firmy sam, całymi latami - mówi.
Sam Sroczyński twierdzi, że nie wdawał się
w układy ani z lewicą, ani z prawicą. - Nigdy nie poszedłem na układy
polityczne w działalności gospodarczej. Nie mam żadnych długów
wdzięczności do spłacenia - dodaje.
Życie to wielka sinusoida
Ale fortuna zmienna jest. - Nie wierzę w
powiedzenia, że ktoś idzie jak po stole - mówi Sroczyński. - Życie to
nie gładki stół, to wielka sinusoida. Jest w nim dzień i noc, pogoda i
niepogoda. Ważne jest, by człowiek w tym wszystkim znajdował dla siebie
radość, każdego dnia miał satysfakcję z tego, co robi. A jak jeszcze
stać go, by pomagać innym - to jeszcze lepiej.
W 1994 r. firma Sroczyńskiego miała poważne
kłopoty finansowe, jeden z kaliskich radnych przypomina, że właściciel
Helleny uchylał się wtedy przed zapłaceniem olbrzymiej sumy
zachodnioeuropejskiemu koncernowi dostarczającemu plastykowe butelki.
- Zlikwidował działalność jednej Helleny.
Zaraz potem założył drugą Hellenę, na którą przeniósł cały majątek
poprzedniej firmy - tłumaczy radny. Sprawa zakończyła się procesem
sądowym.
Sroczyński wyjaśnia: - To był ciężki okres
dla firmy, kryzys. Lato 1993 r. było bardzo wilgotne, deszcz lał
nieprzerwanie od 13 czerwca do 7-8 sierpnia - wspomina. Ludziom nie
chciało się pić...
Doskonała pamięć do dat?
- Tak dostałem po tyłku, że do dziś
pamiętam - mówi zapalając papierosa. - Wówczas napoje i soki piło się w
zależności od słońca. Nie było lata, nie było sprzedaży. Od 1996 r.
model konsumpcji się zmienił, Polak pije i latem, i zimą. Ale
przetrwałem. Z zachodnim koncernem dogadaliśmy się. Zapłaciłem należność
wraz z odsetkami - mówi.
A proces? - W handlu nie wystarczy słowo.
Firma musiała mieć gwarancję, że zapłacę. Wyrok sądowy był dla nich
gwarancją. Do tej pory jesteśmy w dobrych kontaktach, nadal dostarczają
nam preformy do produkcji butelek.
Hellena kołem się toczy
|
|
Potem znów fortuna okazała się przychylna" Hellenie. Produkcja rosła,
asortyment powiększał się. Dziś w ofercie ma ponad 80 napojów: soków
owocowych i warzywnych, napojów gazowanych i niegazowanych oraz wód
mineralnych.
Sroczyński zawsze podkreśla, że sukcesu nie
osiągnął sam, ale z zespołem kilkunastu zaufanych, "najważniejszych w
Hellenie" ludzi. - Z kim zacząłem, ten jest do tej pory - dopowiada.
- Codziennie sprawdzam, czy jeszcze jestem
lepszy od pozostałych. Jeśli przestanę być lepszy, kto inny będzie
kierować, ja będę patrzył. Nie mogę zrobić krzywdy temu, co stworzyłem,
mojemu przedsiębiorstwu. Wielu Polaków popełniło ten błąd: potworzyli
ładne przedsiębiorstwa i zmarnowali je, bo nie potrafili ustąpić miejsca
lepszym - mówi.
Firmą kieruje prezes zarządu Barbara Mikołajczyk. On przygląda się z
pozycji prezesa rady nadzorczej. - Jestem strategiem. Tylko strategiem -
powtarza.
- Szef osobiście akceptuje recepturę
każdego nowego wyrobu - mówi Krzysztof Abram, szef marketingu firmy,
Życie uczy pomagać
Pomaga ludziom, bo sam zaznał w życiu biedy
- tak próbował ocenić szefa jeden z jego pracowników. Pracownicy o
szefie nie chcą jednak za dużo opowiadać, bo to jest - oględnie mówiąc -
w firmie źle widziane.
Tak jak Sroczyński nie lubi opowiadać
o sobie, nie lubi też mówić o tym, że pomaga innym. - Pomagam i będę
pomagał - ucina. A że prasa teraz to zauważyła, to dzięki domowi
podarowanemu ludziom. - Pomagałem, nawet jak nie miałem pieniędzy - mówi
Sroczyński. - Jak trzeba było, wodę komuś zaniosłem, narąbałem drzewa.
Taki już jestem.
Innym razem mówi: - Chyba przez to, że
trochę więcej mam, to mogę trochę więcej pomóc. To moja osobista reakcja
na rzeczywistość. Bo patrzę i widzę. I nieraz mnie szlag trafia.
Żona Sroczyńskiego Halina pracuje w
przyzakładowej przychodni lekarskiej. Leczy zęby pracownikom. Po pracy
prowadzi działalność charytatywną. Fundacja im. Haliny Sroczyńskiej
opiekuje się dziećmi z domów dziecka i rodzin potrzebujących.
- Nie używani słowa biednych, bo tak
naprawdę nie wiadomo, kto jest biedny - mówi. Pod stałą opieką mają
200-300 dzieci, kilka domów dziecka, 50-60 rodzin. Z Opatówka, Konina,
Kalisza, Gdańska, Warszawy. Dzieci zrewanżowały się właścicielom firmy,
przyznając im Ordery Uśmiechu.
Pieniądze po podatkach
Ludzie w Opatówku pamiętają, że na początku
lat 90. wybudował przejście dla pieszych. Za własne pieniądze. Wcześniej
rodzice dzieci długo zabiegali u władz o budowę przejścia.
Bezskutecznie. Na przejściu przez ruchliwą trasę doszło do wielu
tragedii. Było nawet kilka śmiertelnych wypadków.
- Firma dopiero powstawała, a przejście
było bardzo drogie. Ale bezpieczne przejście przez jezdnię było sprawą
numer jeden w Opatówku. Teraz czasem zastanawiam się, czy to, że Hellena
zaczęła się później dobrze rozwijać, nie ma z tym czegoś wspólnego...
Sroczyński przyznaje, że niektóre
działania, z pozoru filantropijne, wynikają z prostej kalkulacji.
Najdroższe pieniądze to te po podatkach - uważa. I żeby pracownicy nie
wydawali na dojazdy, leczenie, na żywienie, założył stołówkę (obiady po
kosztach, 4,30 zł), sklepy, gdzie marża jest minimalna, by pokryć tylko
koszty działalności, kupił autobusy itd.
- Mądry kapitalista musi dbać o człowieka,
o konsumenta, o przyszłość. Musi wiecznie inwestować: w przyszłość, w
człowieka, w swój zakład pracy. Wszystko w życiu się kręci - mówi.
I kręci mu się. Cała Polska zna dziś -
podkreśla - jego napoje. - Mimo że się dzieliłem i że się dzielę,
Hellena stała się niekwestionowanym liderem na rynku napojów. I z roku
na rok jest większa.
Cena bogactwa
|
|
Bogactwo - jak się przekonał - kosztuje. Ochrona, kilka samochodów (ze
względów bezpieczeństwa jeździ różnymi autami).
Jego dom, położony dwa kilometry od
zakładów, to prawdziwa twierdza. Kamery, strażnicy, solidne ogrodzenie.
- Musiałem się zabezpieczyć. Traktuję to jak system hamulcowy w
samochodzie - tłumaczy.
Sygnałem ostrzegawczym był napad na jego
dom w 1993 r. Wtedy nie angażował jeszcze tak wielkich środków w
ochronę.
- Było to w nocy, około dwunastej, bramy
pozamykane, wszyscy śpią. Miałem wtedy pierwszego mercedesa sześćsetkę.
Rano budzę się - nie ma go. Całe szczęście, nikt z domowników się nie
obudził. Jak stwierdziła policja, drzwi były pootwierane, ale tylko
dlatego, że sprawdzali, czy nikt ich nie widział. Od tego momentu mam
szczególną ochronę - mówi.
Przeciętny Polak wyobraża sobie
rodaka-milionera wypoczywającego w luksusowych kurortach w ciepłych
krajach. A on?
Na urlopy jeździ, ale nie dłużej niż na
kilka dni. - Sześć-siedem dni wytrzymuję w miarę spokojnie, a potem
wsiadam w samochód i przyjeżdżam - mówi.
Nie może żyć bezczynnie. - Nie jestem
pracoholikiem. Pracuję dużo, ale daje mi to satysfakcję. Praca mnie nie
męczy - dodaje.
Nie pracuje po to, by tylko pomnażać
pieniądze. - Przeżyłem pięćdziesiąt parę lat. I po latach przemyśleń
udało mi się zrozumieć, że człowiek jest najważniejszy. Biznes powinien
być zabezpieczeniem bytu i rozwoju człowieka. Ale człowiek ma służyć nie
tylko sobie, ale i innym. Wtedy dopiero jest człowiekiem. Przekonuję się
o prawdziwości tego przez całe swoje życie. I z tą filozofią jest mi
dużo łatwiej - przekonuje.
A pieniądze? - Tak naprawdę to mam je
dopiero od kilku lat. Dobrze jest, jeśli pieniądze człowieka nie
popsują. Ale to mi nie grozi - dodaje.
Wady? - Każdy człowiek ma liczne plusy i
minusy. Palę, nie wylewam za kołnierz - ucina.
Niech poczują...
Dom z wielkim logo Helleny tętni życiem.
Lokatorzy powołali wspólnotę, ustanowili zarząd, sami rozliczają koszty
utrzymania budynku. - Płacę za ogrzewanie tyle, ile sam zużyję - mówi
Andrzej Gąsiorek.
Sroczyński nie chce się pojawiać zbyt często przy
ul. Łódzkiej.
- Każde moje wejście na tę posesję rodzi
konieczność odwiedzin - mówi. Nie chce też, żeby takie wizyty były źle
odbierane. - Chcę, żeby mieszkańcy tego domu poczuli się właścicielami.
JOANNA PIEŃCZYKOWSKA, ZDJĘCIA 1,3,4 GRZEGORZ ROGIŃSKI, LUDZIE 2 marca 2001
Niektórzy mieszkańcy są już zmęczeni wizytami kolejnych dziennikarzy,
które, od kiedy dom stał się sławny w całej Polsce, nie mają końca.
- Reklamę też niezłą ma - mówi jeden z
lokatorów.
- A niech inni robią sobie taką reklamę -
ucina jego sąsiad.
Zewsząd sypią się nagrody. Przedsiębiorstwo Fair Play 1999 r., Gwiazda
Gospodarki Trzeciej Rzeczypospolitej, główny laur w konkursie Państwowej
Inspekcji Pracy "Pracodawca - organizator pracy bezpiecznej".
Międzynarodowy Kongres Żywności 2000 przyznał mu jako jedynemu
przedstawicielowi polskiego przemysłu złotą statuetkę "Pro Polonia
Opulenta".
Podczas powodzi w 1997 r. Sroczyński wysłał do Wrocławia w darze
kilkadziesiąt TIR-ów pełnych wody. Na dzień dziecka wszystkie
przedszkolaki z Kalisza dostają od Helleny wyroby firmy. Sroczyński
wspomaga również życie kulturalne Kalisza. Wspiera tamtejszy teatr i
filharmonię. Sypnął groszem, gdy potrzebne były pieniądze na
zorganizowanie wizyty papieża w Polsce. Do niedawna spore sumy
przeznaczał również na finansowanie sportu. Sponsorował kolarzy, klub
windsurfingu. Przestał, gdy zaangażował się w budowę domu.
Sroczyński uchodzi za szefa trzymającego firmę żelazną ręką. Ma swoją
wizję firmy. Uważa, że powinna być zorganizowana jak wielkie mrowisko. -
Wszyscy wiedzą, jaki mają zakres kompetencji i odpowiedzialności. Każdy
pracownik wie, że intrygami nie ma szans załatwienia niczego. Klimat
pracy musi być dobry. Cel jest ściśle określony: produkcja i sprzedaż -
mówi. W Hellenie nie ma związków zawodowych. Kiedy w 1994 r. pracownicy
próbowali je założyć, nie dopuścił do tego.
- Jako organ założycielski staram się robić
wszystko, by pracownicy godnie pracowali i odpoczywali - przekonuje.
- A pozwoli pani na demokratyczne
zarządzanie swoimi pieniędzmi? - pyta w końcu.
|