Herb Stowarzyszenie Wychowanków Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Asnyka w Kaliszu JÓZEF MAREK ORLESKI
GŁOS UCZNIA "O NASZEJ SZKOLE"
W 50-cio LECIE MATURY

Cienka żółta linia

 

JÓZEF MAREK ORLESKI  ur. 11 maja 1934 r. w Kaliszu
1948 - 1952 lic. im. A. Asnyka kl. XI A (j. angielski, j. łaciński)
Ulubieni nauczyciele:
• Dominik Lape - j. polski (wychowawca klasy)
• Krystyna Tustanowska - j. angielski
• Ludomir Fabrycy - historia (dyrektor szkoły)
1952-1957 - Akademia medyczna we Wrocławiu - wydz. lekarski
Praca zawodowa:
1957-1959 Sokołowsko - Wałbrzych - lekarz medycyny, 1959-1971 Wrocław - lekarz laryngolog, do 1999 r. Bolesławiec - lekarz laryngolog, od 1999 r. - na emeryturze
Rodzina:
żonaty - dwoje dzieci, żona Danuta - rencistka, córka Ewa - mgr romanistyki, anglistka, syn Krzysztof - mgr prawa
Kontakt:
ul. Opitza 20/2, 59-700 Bolesławiec
tel. (0-75) 732-26-44, tel. kom. O 504-506-548
e-mail. Krzysztof.Orleski@ds.mofnet.gov.pl

Cienka żółta linia

WSPOMNIENIA I REFLEKSJE  (zjazd koleżeński 1997 – Warszawa)


GŁOS UCZNIA "O NASZEJ SZKOLE"
W 50-cio LECIE MATURY
(mową wiązaną)

"Gdy wieczorem marzę sam,
wówczas w wyobraźni
stają widma młodych lat,
szczęścia i przyjaźni..."
(ze starej pieśni studenckiej)

DZWONEK - POWITANIE

Zbudził się i rozkołysał
Asnykowski, stary dzwon.
I radośnie się rozdźwięczał
śląc rozgłośny swojski ton.

I rozśpiewał się sygnałem
starodawnym szkolnym tym,
jak to czynił od lat wielu
dając radość chłopcom swym.

I znów wezwał ich na apel
rozproszonych w świecie złym,
by się licznie zgromadzili
na dziedzińcu szkolnym swym.


Dzwonku miły, dzwonku luby,
gmachu asnykowski stary,
rzeko, której niskie brzegi
ocieniają drzew konary
pochylone w swej zadumie
gałęziami dotykają.
Fale co słońcem pieszczone
pod gęstwiną przepływają.


I na myśl przychodzą słowa
zawarte w znanej maksymie
Jak w naturze tak i wżyciu
panta rey trwa - wszystko płynie
płynie wciąż niepowstrzymanie
od początku, od stworzenia
płynie przez lata i wieki
gdzieś w dal - do końca istnienia.

RZEKA

Rzeko szeroko rozlana
rzeko leniwie płynąca
obejmująca miasto,
jak matka swe dziecię karmiąca.
Rzeko płynąca spokojnie,
rzeko mojego rozwoju.
Tyś w swych nurtach chłodziła
strudzone ciała po znoju,
myśli i serca gorące,
obawę i skurcz niepokoju.
O jakąś niełatwą lekcję
o godzinę spóźnienia
o źle napisaną klasówkę
o słówka obcej mowy
co są nie do nauczenia.

I myśli niespokojne
pragnienia nienasycone
razem z chłopcami płynęły
pod most kolejowy wiezione.
Jakimś przygodnym kajakiem
jakimiś wspólnymi łodziami
lub biegnącą wzdłuż rzeki drogą
starymi rowerami;
by spocząć na plaży słonecznej,
na wydmach porosłych krzewami
gdzieś tam na piasku gorącym
pieszczonym słońca ustami.

Pamięć o tych wydarzeniach
przesłania dziś oczy łzami.

A nad tą naszą młodością
zadumy nieci się zorza,
na wiersz mój wspomnień pełny
spływa łaskawość Boża.

Więc w górę sera koledzy!
nie dajmy się ponieść wzruszeniu
A wspólna tu dzisiaj obecność
świadczy o naszym istnieniu!

I spotkawszy się znowu
na starej ziemi kaliskiej
stwierdzamy, że tamte idee
pozostały nam zawsze bliskie.

Wartości, które przekazała nam szkoła
a pogłębiło harcerstwo
słowa proste i znane:
Przyjaźń, Wolność, Braterstwo!

MIASTO

Miasto moje przeurocze
nadprośniański grodzie stary
skwery place i ulice
i licznych mostów filary
kolegiaty wieża smukła
I "Dorotki" mur prastary
napis suum cuique nad Sądem
I pułku Strzelców Kaniowskich koszary.

I zaniedbane podwórka
wąziutkie zaułków szpary
uliczki na przedmieściach
i reprezentacyjne bulwary.

Bryła teatru miejskiego
Klasztor Franciszkanów stary
i Narodowy Bank Polski
i bijące na szlaku do szkoły zegary...

Najstarszy ten na rogatce
odliczać nam dzień rozpoczyna
i tamten przy moście żelaznym
co często bić zapomina.

I wreszcie ten najważniejszy - największy
z wieży ratusza bijący
swój czas i swoją godzinę
całemu miastu głoszący.

SZKOŁA

Od dworca przez Górnośląską
wiedzie trasa do Asnyka
od rogatki i ratusza
barwny tłum uczniów pomyka.

I tak codziennie, od rana
biegiem ruszamy po trasie
by na czas zdążyć "przed dzwonkiem"
i zająć swe miejsce w klasie.

Już się czwarta zima znaczy
jak w tych starych murów cieniu
walczymy z odwagą rozpaczy
przeciw mózgów rozmiękczeniu.

To co belfry kładą w głowy
daty, cyfry wydarzenia
wytworzyło w naszych mózgach
zestaw nie do zrozumienia

Ale świta nam nadzieja
czy kto lubi czy kto woli,
że po długich męki latach
koniec będzie tej niedoli.

Znikną funkcje, słówek krocie
znikną niespodziewane klasówki
nasze, dziś tak pełne, głowy
będą puste jak makówki.

Wówczas w życie pójdziem śmiało
pewni starej tezy swojej
dawno o tym przekonani,
że Świat na głupocie stoi.

Głosić będziem tezę swoją
cokolwiek przypadnie w nagrodzie
czy rząd odznaczeń na piersi
czy tylko siniec na brodzie.

SPOTKANIA

I znów wspomnień nić nowa
o tych porankach, wieczorach
o tych radosnych godzinach
o harcerskiej drużynie
o sportowych wyczynach
o parku starym
szumiącym rozwichrzonymi drzewami
o pierwszych lubych spotkaniach
z nimi - Jagiellonkami.

Pierwsze podchody Erosa
pierwsze nieśmiałe wyznanie
i śmiechy i pocałunki
wzajemne się poznawanie.

I śmielsze wzajemne dotknięcia
i nowe doświadczenie
wzajemna fascynacja
i zachwyt i zauroczenie
i wielki niepokój i trwoga
i najgorętsze pragnienia
i myśli, że dążyć trzeba
do miłosnego spełnienia.

ZABAWY

A potem pierwsze prywatki
wieczorki i szkolne bale
na te "galówki" z nakazu
oczekiwaliśmy stale.

Pierwsze to zagajenie
i nudna, drętwa mowa
później ludowe tańce
beznadzieja zbiorowa.

Całość to sztuczna, nadęta
socjalistyczna gala
celebrowana z patosem
w imię sprawiedliwości
dla dobra demokracji
i szczęścia całej ludzkości.

W końcu nastaje szczęśliwie
kres nakazanej szarugi
teraz na szkolnej zabawie
panują niepodzielnie
Dixiland i Boogie - Woogie.

I płynie śpiew - Raamona
(to Beny Goodman Friend)
Georgia i Carawana
i Alexander Rag - Time Bend.

Entuzjazm dosięga szczytu
gdy "Wróble tną" na estradzie.
A nam zgromadzonym na sali
dziś nic już więcej nie trzeba
kiedy słyszymy melodię
"Gdy wszyscy święci idą do nieba".

Że na Korei MacArtur
śpiewa sala rozgrzana
że wprowadzimy socjalizm
w rytm francuskiego kankana.

Że zbudujemy ustrój
co ziemię z posad ruszy.
My tego budownictwa
mamy po same uszy.

I w taki właśnie sposób
kończymy taneczne wieczory
propagujące socjalizm
przybrany w zachodnie wzory.

"Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata"
burzymy dawny ład i porządek stary
by pomóc "władzy" w tym działaniu
któregoś dnia idziemy całą klasą
nad Prosnę, na wagary

HISTORIA I POLITYKA

Takie bywały radości, kłopoty
w prastarym mieście polskim
w starych szkolnych murach
w kraju leżącym w środku Europy.

Problemy i sprawy, które wypełniały
kolejne wiosny i zimy i lata
w czasie kiedy reszta świata
brała udział w niezwykłej wojnie
na czyny i słowa
i gdy Europę rozdzieliła
nieprzekraczalna granica- żelazna kurtyna

A ta złowroga dzieląca Świat linia
związana była ściśle
z obłąkańczą ideą Lenina.
A wzmocniona stojąca na Łabie
siłą militarną
groziła ówczesnemu Światu
wojną nuklearną.

Gdy w dalekiej Korei bratobójczy konflikt
wyniszczał naród z obu stron granicy
to jego inicjator ze swej moskiewskiej
dalekiej stolicy
wprowadzał nowy ład na podbitym świecie
oparty na więzieniu, kuli i bagnecie.

Ład grożący zniszczeniem wszystkiego
co ludzkość dotychczas stworzyła
by na tych gruzach Świata
na jego ruinie, zbudować nowe życie.
Dla całej populacji, każdego narodu
wprowadzone gwałtem
na rozkaz ze wschodu.

Lecz lata szybko biegły,
szybko przeminęły
i na szczęście zbrodnicze
zamiary i plany - runęły.

I rozpadła się w nicość
legenda i chwała
i tylko po tym głucha
cisza pozostała.

Rozpacz i płacz milionów ludzi
i Świata obywateli
i "drwiący śmiech pokoleń"
świadectwo prawdziwe
tych, którzy widzieli
i we własnym swym życiu
przeżyli erę socjalizmu
i nieludzki marsz całych pokoleń
do bram komunizmu.

Przymusem wywiezieni za dalekie morza
gdzie tylko polarna zorza rozjaśniała ciemności
które panowały wśród głębokiej nocy.

Na bezkresnej, nieogarnionej wzrokiem
i mroźnej północy
co poznali smak głodu, zimna i pragnienia
i niewyobrażalne męki poniżenia
ludzkiej godności i ludzkiej natury
a wszystko to na bezwzględny rozkaz z góry.

Ze szczytu samego, który nosił znaną,
złowrogą nazwę - Komitetu Centralnego.
A jego wykonawcze, bezlitosne klany to:
Centralny Zarząd Łagrów i KGB organy.

Te masy ludzkie liczące miliony
te niezliczone rzesze ludzi umęczonych
których jedyną winą było nazwanie
"wróg ludu" i obrona Polskości
i święte przekazane od ojców i dziadów
narodu naszego pradawne dziedzictwo,
a których władza radziecka skazała
na śmierć i wieczne w łagrach niewolnictwo.

I wreszcie Ci co za Kraj
złożyli swego życia największą ofiarę
i legli w obcej ziemi
przywaleni w grobie ciałami swych kolegów
jeńców - oficerów.
Po skrytobójczej śmierci z rozkazu Stalina
na porośniętych lasem pagórkach Katynia.

A my młodzi, wchodziliśmy w życie
w kraju porządku nowego
po układach w Jałcie i Poczdamie
w kraju wciśniętym w nowe ziemie i nowe granice
w kraju powojennego budownictwa socjalistycznego

Okres ten odbił się piętnem niezwyczajnym
na dalszych naszych losach
wzbudzając w nas falę głębokiej tęsknoty
do poznania innych, bliskich nam krajów Europy.

Przetrwaliśmy te trudne dla nas i narodu lata
i żyjemy, i stadnym instynktem gonieni
dążymy, mimo że ziem naszych
nie depczą już wojsk obcych mnogie,
ciężkie stopy, do nowego euro - kołchozu,
zjednoczonej w Unii ginącej, starej Europy.

MÓJ PRZYJACIEL - Andrzej Janczewski

W tych przygodach i sprawach mojego żywota
mej pokręconej, wyboistej drogi, wiodącej do celu
zawsze miałeś swój udział, Stary Przyjacielu.

Udział bardzo wybitny, ba! może największy
może decydujący, na pewno najszczerszy.
Pora wiec się o Tobie podzielić wspomnieniem
które niech będzie małym zadośćuczynieniem.

Nie umiałeś swych pragnień i myśli
przyoblekać w gładkie, piękne słówka
dla Ciebie w tych trudnych, złych latach
wzorem był człowiek legenda
samotnik z Sulejówka.

Nie miałeś prostego wręcz majowego żywota
przeplatały się w młodym twym życiu
samotność, zakłamanie, obłuda,
brak ojca, tęsknota.

I codzienne spotkania z kłamstwem
szyderstwem, próba tumanienia.
I zmowa milczenia - o tym co wielkie
najświętsze - Polskie, nie do zapomnienia.

To w co wierzyłeś - co w sercu ukryte
to co ukochałeś - słowa proste lecz wielkie
Bóg, Ojczyzna, Naród.
Jego Potęga i chwała i jego wspaniałość
z premedytacją było zohydzane
było systematycznie w błocie unurzane.

W błocie głupoty fałszu i po prostu zdrady
przez tych co byli siłą narzuceni
jako wodzowie i władcy narodu
tych co siedzieli na szczytach
tego ciemnogrodu.

A przybyli do nas z "wyzwolicielami"
ze wschodu i rządzili Ojczyzną.
Tych ideologów, piewców komunizmu
operujących pięknymi hasłami
co pełni cynizmu głosili szybką, nieuchronną
śmierć kapitalizmu.
A ostateczne zwycięstwo kraju
co się obłudnie mienił rajem socjalizmu.

I ten fakt w twoje życie uderzył boleśnie
"nieprawomyślni wiecie jesteście"
nie nadajecie się na uczelnie nasze
precz z przybytku bogów - świątyni poznania
precz z nauki domu
nie wolno ze źródeł wiedzy czerpać "byle komu"

A później gdy wkroczyłeś
w swe dorosłe życie
stale głoszono wszystkim
o tym dobrobycie, o rajskiej krainie
o tym wielkim dziele
które wspólnie tworzymy
"ze Związkiem na czele"

A dziś gdy twoje myśli i pragnienia
nieodwracalnie przekroczyły
nikłą, złudną "smugę cienia"
i przepłynęły cicho i bezgłośnie
przez Styks w łodzi Charona
do kraju milczenia

Pozdrawiam Ciebie
Stary Drogi Przyjacielu!
I wołam głosem wielkim
(stojąc jeszcze wśród żywych szeregu)
że znowu kiedyś się spotkamy na tym drugim brzegu.

Zostaniesz zawsze w naszej klasowej pamięci
w naszym dorosłym życiu co snuje wspomnienia
Ty, Asnykowiec, kolega, druh nasz i przyjaciel
i żyć będziesz w tradycji szkoły po kres jej istnienia.

Z wielkiej, wielotysięcznej Asnykowskiej masy
Ty, Janczewski Andrzej uczeń - lat 16
matura - rok 1952
Primus inter pares z XI "A" klasy

KLASA

Z klasy "Noćka" Andrzeja, "Cibuły" Kiblera
klasy Kazika "Mary" i "Mortiz" Sztajera
klasy braci Orleskich i Lesia "Bladego"
"Lulka" klasy i "Sixy" - Sikorskiego Jasia
"Kuczmankowskiego - Wosia" i "Janochy" Stasia
z klasy "Vivit" Kowala i "Wróbla Ptaszyna"
klasy "Ciciola" - Mietka i Leszka "Cytryna"
Szczepcia "Ascety" - klasy gdzie chodził "Gadera"
klasy Łączki "Kulia" i "Chłystka" i Jurka "Losera"
klasy "Kindzia" Nogaja, "Hołysia"
"Fux - Lisia - Lidera"
z klasy "Cyyyypka" - Wicia "Spławika" Przybyła
Józia "Schaba" i Wojtka Müülera
z klasy Jasia co zawsze głośno "żwóóónek!!!!!" wołał
a jego sława piłkarska stale w górę rosła.
I z klasy "Czarnej Małpy" - Zylbera
Jazzmana - późniejszego posła.
Z klasy tej co pół wieku temu opuszczała
w gromadzie licznych absolwentów
stare szkoły mury
by po trudach nauki dobrnąć do matury.

W końcu po świecie się całym szerokim rozeszli
i rozpłynęli po wsiach, miastach, krajach, kontynentach
z tych moich wspomnień znani uczestnicy
z kaliskiej, szkolnej ławy przy Grodzkiej ulicy.

ŻYCZENIA

Ale czas kończyć mowę i zawiesić pienia
więc proszę wznieść kielichy i złożyć życzenia
od wszystkich i dla wszystkich tutaj zgromadzonych
braci, sióstr, przyjaciół, druhów i kolegów
i tych co już ubyli z naszych współczesnych szeregów.

Za żywych i umarłych, za wielkich i małych
za "Hufce Wolnej Słowiańszczyzny" i "Orła Białego".
I dyrektorów naszych Fialę i "Sztywnego".
Wypijmy jeszcze zdrowie Dominika Lapy
naszego przezacnego wychowawcy klasy
wypijmy wreszcie za te stare dobre, asnykowskie czasy.

Za asnykowskich naszych
woźnych i sportowców
za synów kułaków - "wrogów ludu"
i za postępowców
za klub sportowy "Asnyk"
i za byłych ZMP-owców.

Za społeczność uczniowską
która nadal żyje
i sławę szkoły naszej
i miasta rozwija.

Niech się chwała i wielkość
naszej szkoły mrowi
I niech starych już uczniów
przerastają nowi.

Cześć Ci szkoło nauki
i życia prawego
współtwórczynio naszych
uczniowskich pokoleń
żyj i rośnij z nami - starymi
i młodymi - starych następcami

Bo nigdy nie upadnie i nigdy nie zginie
ta szkoła, która Adama Asnyka ma imię.
Wiec Vivat Akademia, Vivat profesores
Vivat szkolne przyjaźnie - akademii flores.
Więc Vivat Alma Mater Callisiensis mała
Viwat stary nasz gród, Kaliska Ziemia
i Ojczyzna cała.

Tę wiązankę wspomnień
wyrosłych z pamięci
o szkole i kolegach
i Świętej Pamięci
wychowawcach i ojcach
profesorach naszych

spisał jeden z nich
w powyższym meldunku przekazie
(być może nieco rozwlekłym i długim)

Na półwiecze matury
w mieście Kaliszu
w dniu ósmym czerwca
w roku dwa tysiące drugim.

Józef Marek Orleski.

Cienka żółta linia