Aleksander Braude | |
Aleksander Braude od 1925 r. uczył się w Państwowym Gimnazjum Humanistycznym im. A. Asnyka, które ukończył w roku 1932. Lekarz, poeta. “Nigdy dość się nie umiera” Pod takim tytułem ukazała się w 1990 r., wydana przez Krajową Agencję Wydawniczą, opowieść, która jest nie tylko pamiętnikiem lekarza i kombatanta, ale jak napisał wydawca, jest to także “spowiedź z win własnych i swojej epoki”, w której autor chce “wyznać wszystko przed trybunałem cieni tych, których kochał i skrzywdził”. Autor tej opowieści – kaliszanin Aleksander Braude – “połączył [w niej] w jedno - czas dzieciństwa i starości, czas kaliski i krasnodarski, czas walki i zwątpienia, czas kochania i, zwłaszcza, czas umierania”. Aleksander Braude w swoim życiorysie napisał “Urodziłem się w Mińsku, ale moim rodzinnym miastem jest Kalisz. W Kaliszu mieszkali moi rodzice. Po zburzeniu i spaleniu miasta przez Niemców w pierwszych dniach wojny 1914 r. zmuszeni byli opuścić dom, przejściowo zatrzymali się na krótki czas w Mińsku, gdzie się urodziłem, następnie zamieszkali w Moskwie”. Aleksander przyszedł na świat 2 czerwca 1915 r., jako syn Bernarda i Marii z domu Bok. Ojciec – urodzony w Grajewie w 1884 r. – uzyskał dwa doktoraty, z filozofii w Uniwersytecie w Zurychu i ekonomii politycznej w Lipsku. Zmarł w Srebrnym Borze pod Moskwą w 1917 r. i tam został pochowany. Chorował na przewlekłą białaczkę szpikową. Matka (ur. w Turku w 1887 r.), ukończyła rosyjskie gimnazjum żeńskie. Następnie podjęła studia polonistyczne w Uniwersytecie Wrocławskim, które przerwała. Znajomość z Bernardem Braude, ślub i ciąża nie pozwoliły jej także na ukończenie podjętych w Zurychu studiów biologicznych. W 1920 r. Maria Braude z dziećmi: Aleksandrem i Julią wróciła do Kalisza. Aleksander od 1925 r. uczył się w Państwowym Gimnazjum Humanistycznym im. A. Asnyka, które ukończył w roku 1932. Był wiceprezesem Kółka Krajoznawczego, które rozpoczęło działalność w styczniu 1931 roku. W roku 1932 wstąpił na wydział lekarski Uniwersytetu Poznańskiego, od roku 1935 kontynuował studia w Uniwersytecie Józefa Piłsudskiego w Warszawie, gdzie 10 lutego 1939 r. otrzymał dyplom lekarza. Staż lekarski w kaliskim szpitalu im. Przemysława II przerwał wybuch wojny. Ewakuowany wraz z personelem szpitala dotarł do Łodzi, stamtąd ruszył pieszo w kierunku Warszawy. W Czersku został zatrzymany przez Niemców. Przez kilka tygodni był lekarzem w prowizorycznym szpitalu dla jeńców polskich w Grójcu. Stąd Niemcy przewieźli go do Radomia, gdzie pracował w szpitalu zakaźnym. W listopadzie 1939 wraz z kolegą ruszył na wschód. Nielegalnie przekroczył linię demarkacyjną i dotarł do Równego, które było już wówczas w Związku Radzieckim. Tam spotkał się z mieszkającymi u rodziny matką i siostrą, które wyjechały do Równego w sierpniu, tam też pracował krótko w szpitalu. Następnie przeniesiony został do Korca. W styczniu 1940 wraz z grupą Polaków wywieziony został do Kraju Krasnodarskiego, pracował tam jako lekarz w różnych miejscowościach. W sierpniu 1942 r. Niemcy zajęli Kraj Krasnodarski. A. Braude - uniknąwszy losu matki i siostry, zamordowanych przez Niemców, przyłączył się do oddziału Armii Czerwonej, który po utracie łączności z dowództwem frontu rozpoczął działania partyzanckie. Ranny w walkach, pozostał w oddziale do czasu wyjścia z okrążenia. Wraz z innymi oficerami oddziału trafił do obozu przejściowego radzieckiego kontrwywiadu wojskowego, skąd skierowany został do zapasowego pułku oficerów w Tbilisi, a następnie do Andrejewki nad Buzułukiem (Ural), gdzie był lekarzem szpitala i inspektorem sanitarnym rejonu. W maju 1943 r. wstąpił do wojska do Pierwszej Dywizji im. Tadeusza Kościuszki, z którą przebył szlak bojowy od Lenino do Berlina, służąc jako lekarz w pierwszym samodzielnym batalionie medyczno-sanitarnym. Po zakończeniu wojny A. Braude pozostał w wojsku zajmując kolejno stanowiska lekarza pułku lotniczego, epidemiologa okręgu wojskowego, asystenta w oddziale chorób wewnętrznych Wojskowego Szpitala Okręgowego oraz szefa wydziału lecznictwa i profilaktyki okręgu wojskowego. W 1949 r. osiadł na stałe we Wrocławiu. We wrześniu 1968 r., w stopniu pułkownika, przeniesiony został na emeryturę. Zmarł we Wrocławiu 5 lipca 1998 r. Odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi, Krzyżem Bitwy pod Lenino, medalami: “Za Odrę, Nysę i Bałtyk”, “Za Zdobycie Berlina”, a także odznaką resortową “Za wzorową pracę w służbie zdrowia” oraz “Odznaką Grunwaldzką”. W marcu 1991 r. A. Braude odwiedził Kalisz, brał udział w II Walnym Zebraniu Sprawozdawczym Stowarzyszenia Wychowanków Gimnazjum i Liceum im. A. Asnyka. Doszło wówczas, z inicjatywy sekretarza Stowarzyszenia Adama Borowiaka, do pierwszego od czasu ukończenia szkoły, spotkania z Tadeuszem Pniewskim. W kronice “Asnykowca” (nr 5 z 1995) pod datą 23 marca odnotowano: “Niebywałe spotkanie po 59 latach kolegów z jednej klasy, Tadeusza Pniewskiego i Aleksandra Braude – obaj emerytowani lekarze i aktywni poeci i pisarze”. Od tego spotkania datuje się także korespondencja między obu panami. Listy doktora Pniewskiego do doktora A. Braudego przekazał ten ostatni do zbiorów Kaliskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Już w latach gimnazjalnych rozpoczął twórczość literacką. Na łamach pisma szkolnego “Sztubak” w latach 1931-32, gdzie pełnił funkcję współredaktora działu literackiego, próbował swoich sił w poezji. W Kąciku humanistycznym tłumaczył fragmenty z Owidiusza, fragmenty poematu O rzeczywistości T. Lukrecjusza, Eneidy Wergiliusza, a także wiersze La Fontaine’a (Kogut i perła) i Alfreda de Musset (Do Wiktora Hugo). Pierwszy wiersz pt. Słowo ukazał się w numerze 2 “Sztubaka” z 1931 r. Swoje wiersze i tłumaczenia podpisywał: A. Braude (Słowo, Fraszka, Do Tomasza, Mgła, Pociąg, Matematyka, Moment, Mojżesz), Al. Braude (O ludzie..., Objawienie), A.B. (Sonecik), Al. (Treny wichrowe), Alfred Żabiński (wiersz bez tytułu, o szkole), Azet (Trzciny). Tadeusz Pniewski w książce Kalisz z oddali (Kalisz 1988) wspomina: “Blisko związany z redakcją był również Oleś Braude, nasz prymus klasowy i zarazem uzdolniony poeta, który – tak samo jak [Jerzy] Koźmiński – po maturze służbę muzom zamienił na służbę Eskulapowi. Po wojnie pracował jako lekarz wojskowy, a potem słuch o nim zaginął. W jego mieszkaniu przy alei Józefiny 19 odbywaliśmy często posiedzenia redakcyjne, podczas których nasz gospodarz potrafił stworzyć niezwykle miłą i niezapomnianą atmosferę". Później sporadycznie publikował wiersze i artykuły w “Gazecie Kaliskiej”, a w latach powojennych w “Ziemi Kaliskiej” (“Sztubak”, 1967 nr 27; W poetyckim kręgu asnykowskiego “Sztubaka”, 1992 nr 30). W “Asnykowcu” nr 5 z 1995 r. opublikował artykuł pt. Zaginiony wiersz Józefa Garlińskiego w “Sztubaku”. W roku 1978 w konkursie zorganizowanym przez Polskie Radio i Śląski Okręg Wojskowy otrzymał nagrodę za opowiadania Akta sprawy. Dwa opowiadania z tego zbioru prezentowała rozgłośnia wrocławska. W roku 1990 wydał wspomnianą już opowieść autobiograficzną pt. Nigdy dość się nie umiera, w której raz jeszcze powrócił do Kalisza - miasta swojej młodości, wyznając:
Oprac. Ewa Andrysiak – absolwentka Liceum Ekonomicznego w Kaliszu. Ukończyła Instytut Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu. W 1997 r. obroniła pracę doktorską w Uniwersytecie Łódzkim. Od 1978 bibliotekarz Pedagogicznej Biblioteki Wojewódzkiej w Kaliszu. Członek KTPN i TPK. Współautorka 1 i 2 tomu “Szkoły Kaliskiej”
O, ludzie nędzni i mali,
Mojżesz W głębiach nieruchomego, gorącego nieba Poprzez pustynię skwaru białego iść trzeba A za mną długim sznurem – upiornym pochodem I w przerażeniu będę rozbijał o skały Będę im prorokował, będę krzyczał w szale, Kiedy się skwarne ptaki rozsiadły skrzydlate, Już w głębiach wysokiego, gorącego nieba Poprzez pustynię skwaru białego iść
trzeba
Do Tomasza Czy przypominasz Ty sobie lampy blask
zielony? Czy przypominasz Ty sobie dźwięk naszego śmiechu, Czy Ty sobie przypominasz pochylone głowy
Sonecik Murzynie czarny z pięknym koralem w turbanie, Co się w twych ślepkach czai, czarny huliganie! Choć jesteś tylko nędzną szpilką od krawata, Jesteś marny a wielki, bo gdy biegną lata, Zaginiony wiersz Józefa Garlińskiego w “Sztubaku” Dziwnie się składa, że przeżycia młodości, wśród nich i wspomnienia o "Sztubaku", im bardziej oddalają się w czasie tym więcej zawierają szczegółów, jakby paradoksalnie stawały się coraz bliższe. Pierwsze moje wspomnienia p.t. "Sztubak" wydrukowała "Ziemia Kaliska" Nr 27 z 8 lipca 1967 r. Wspomnienie to napisałem wyłącznie z pamięci, nie mając do dyspozycji ani jednego numeru "Sztuba", i tym tłumaczą się niektóre nieścisłości. Po wydrukowaniu tego artykułu otrzymałem pocztą od nieznanej mi osoby egzemplarz "Sztubaka", który przechowuję do dziś, stale odczytuję i analizuję. Jest to Nr 3 z listopada 1931/rok drugi. Z utworów podpisanych inicjałami lub pseudonimami mogę rozszyfrować następujące: wiersz bez tytułu, poświęcony Edzi .. , podpisany M.K. jest pióra Manasa Kotta i poświęcony jest jego przyszłej żonie Edzi Charłupskiej; tenże Kott jest autorem "Historii Esperanta"; wiersz bez tytułu podpisany Alfred Żabiński i wiersz "Sonecik" oznaczony inicjałami A.B. są mojego autorstwa; wiersz "Do Tomasza" poświęcony jest Tomaszowi Brudnickiemu; którego cień pojawia się na kartkach mojej książki "Nigdy dość się nie umiera ...". Wspomniany numer "Sztubaka" posłużył mi do skorygowania wiadomości na temat tego pisma, zawartych w mojej książce. Niestety również pisząc tę książkę nie pamiętałem, do czego przyznaje się ze skruchą, Tadeusza Pniewskiego. Dopiero po spotkaniu z nim na zjeździe Stowarzyszenia Wychowanków Gimnazjum i Liceum im. Adama Asnyka w marcu b.r., a zwłaszcza po przeczytaniu jego książki "Kalisz z oddali ...", której lektura stała się dla mnie niezwykłym przeżyciem, zacząłem sobie przypominać mnóstwo osób i spraw. Wszystko, co było w mojej pamięci pogrzebane nie dość głęboko - odżyło. Józefa Garlińskiego widziałem uprzednio prezentowanego w telewizji, jako prezesa Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, ale nie skojarzyłem go z dawnym szkolnym i redakcyjnym kolegą. Uświadomienie sobie tego skojarzenia nastąpiło dopiero w czasie rozmowy na zjeździe. Tam również przypomniałem sobie jego wiersz, o którym zamierzam napisać. Z Tadeuszem Pniewskim od dnia zjazdu nawiązałem korespondencję. Jest on dla mnie obecnie najbliższym i najserdeczniejszym z żyjących jeszcze kolegów. Od niego dowiedziałem się, że numeru "Sztubaka", zawierającego wiersz Garlińskiego, nie miał i nie przekazał go naszej szkole. Zapewnił jednak, że wiersz, który przytoczyłem mu w liście, pamięta, co przyjąłem jako potwierdzenie jego autentyczności. Przypuszczam, że wiersz ten ukazał się w "Sztubaku" jesienią lub zimą rocznika 1932/33. Byłem wówczas na pierwszym roku studiów medycznych na Uniwersytecie Poznańskim i z redakcją "Sztubaka" kontaktowałem się dorywczo, od czasu do czasu podsuwałem jakiś wiersz. W tym miejscu muszę przytoczyć dwa moje wiersze, mające ścisły związek z wierszem Garlińskiego. Nie wiem w których numerach "Sztubaka" były zamieszczone i czy się dochowały. Oto one:
Przytoczony przeze mnie poniżej wierszyk Józefa Garlińskiego jest jednym z kilku, które, będąc rodzajem pastiszu, miały prezentować syntezę twórczości poszczególnych poetów "Sztubaka". Z tego powodu omawiany wiersz zatytułowany był moim imieniem i nazwiskiem. Ponieważ jest to rekonstrukcja wyłącznie z pamięci, a upłynęło już prawie sześćdziesiąt lat, prawdopodobne są omyłki, za które autora wiersza i czytelników serdecznie przepraszam. Przepraszam również autora, że ośmielam się publikować jego utwór bez zgody, ale sądzę, że, uwzględniając okoliczności, nie będzie miał do mnie z tego powodu pretensji. Oto ten wiersz:
Wiersz ten powinien był mile połechtać moją próżność. Rzadko się chyba zdarza by siedemnastoletni poeta mógł oglądać w druku swoje nazwisko nie jako autor, ale w tytule wiersza. Słowa: "on świadom serca i rozumu" powinienem był przyjąć jako niezasłużony komplement. Ostatnie słowa wiersza, prawdopodobnie dzięki przewrotności mojej natury, sprawiły, że zapomniałem o nim na sześćdziesiąt lat.
Sam dziś nie wiem z jakiego powodu ten "natychmiastowy skutek" skojarzył mi się trwale z reklamą środka przeczyszczającego. “Asnykowiec”, Biuletyn Stowarzyszenia..., nr 5, kwiecień 1995, Aleksander Braude /1992 r./ |