Muzy nad Grodzką | |
Muzy nad Grodzką Zdarzyło się to dokładnie przed trzydziestu laty. I data ta, wśród wielu ważnych, z których składa się przekraczająca dwa wieki historia dzisiejszego Liceum Ogólnokształcącego noszącego imię Adama Asnyka, jest datą wręcz przełomową. Oto we wrześniu 1968 roku barwnym korowodem progi szkoły po raz pierwszy przekroczyły dziewczęta. I to nie po to, by potańczyć na szkolnej zabawie z dziarskimi chłopakami "z Asnyka", lecz po to, by dzielić z nimi szkolną ławy. O tempora! O mores! - wzdychali kaliszanie, którzy w dostojnych murach przy Grodzkiej ulicy poznali język Cycerona i Horacego. W ramionach koedukacji padła ostatnia męska forteca w Kaliszu. W każdym kolejnym pokoleniu absolwentów "Asnyka" wyrastały ponad przeciętność jednostki, które zaznaczały wyraziście swoją obecność w różnych dziedzinach życia społecznego. Politycy, naukowcy, poeci artyści... l każdy z nich po trosze traktowany był również jak żywa wizytówka "Asnyka", a jeśli tak - to i Kalisza zarazem. A co wyrośnie z tych trzpiotek, które gwałcąc uświęconą wiekami tradycję szkoły przysiadły zrazu nieśmiało w jej ławach'? Ot, i takie pytanie krążyło w Kaliszu, w owym pamiętnym roku 1968... Po trzydziestu latach nikt już podobnych pytań nie zadaje, a kto je ongiś zadawał, woli o tym nie pamiętać. Z nieśmiałych bowiem pannic z warkoczami wyrosły dostojne i drapieżne kobiety, które rychło poczęły zajmować ważne miejsca w hierarchii społecznej. Zaznaczyły także swoją obecność w dziedzinie sztuki. Ostatnim dowodem na to jest prosty fakt, że aż dwie kaliskie galerie wystaw artystycznych zajęły kobiety, łaskawie tylko jedną zostawiając swemu koledze. A wszystko to z okazji tegorocznego, czternastego już zjazdu wychowanków dawnego gimnazjum, a dzisiejszego Liceum im. A. Asnyka. Sylwia Kokot zajęła najwyższe piętro w galerii "Wieża Ciśnień", ale ten, kto wdrapie się tam z mozołem po krętych schodach, nie będzie żałował, bo 22 prace artystki to wielka radość dla oczu zmęczonych codziennością, telewizyjną papką i klajstrowatością reklam rozwieszanych na murach kamienic. W sposób nieco zaskakujący dla tych, którzy śledzą rozwój jej talentu kaliska malarka wpisała się w krąg tradycji koloryzmu, wnosząc doń swoją wysublimowaną wrażliwość na urodę świata. Wąskie, nieco egzotyczne uliczki, zaułki małych miasteczek, sady owocowe i gaje, przystanie z łodziami - klasyczne tematy malarzy kolorystów, wszystko to na niewielkich płótnach Sylwii Kokot pulsuje śmiałymi kolorami, świetlistymi, pełnymi wewnętrznego ciepła. Powierzchnia obrazów jest rozedrgana, wibrująca; nie sposób znużyć się oglądaniem tych obrazów. Artystka nie podpisuje swoich prac; być może te pejzaże są tworem jej imaginacji, być może rezuItatem artystycznych podróży, które zawiodły ją gdzieś na południowe krańce naszego kontynentu. I stąd fascynacja żywymi kolorami, także innym, rozedrganym powietrzem. Agnieszka Tylak kaliskiego "Asnyka" ukończyła zaledwie przed pięciu laty, studiuje teraz we wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych na Wydziale Architektury Wnętrz i Wzornictwa. Ale pasjonuje ją również malarstwo. 13 płócien wystawionych w Galerii "Na piętrze" kaliskiego Klubu Międzynarodowej Prasy i Książki jest jej debiutem, pierwszą konfrontacją własnych dokonań z publicznością. Cóż, nie wszystkie debiuty bywają udane, ale przecież w każdym kryje się zalążek talentu. Abstrakcyjne prace młodej adeptki sztuki są w równy sposób odważne, co niezbyt poradne. Odwaga w zagospodarowaniu sporych płaszczyzn, aż nadto ryzykownie zastosowane tonacje kolorystyczne - świadczą raczej o ambicjach, mniej o umiejętnościach, o własnym widzeniu malarstwa. Ale przecież to zaledwie pierwsze doświadczenia, początek drogi... Niespodziewanie, zapewne także dla siebie samego, Tomek Broda stał się ulubieńcem telewizyjnej publiczności, w różnych programach demonstrując rodzaj plastycznego teatrzyku, którego istotą jest przyprawianie innym gęby. Z kilku prostych rekwizytów Tomek Broda na oczach zachwyconej publiczności tworzy głowy - kukły polityków, artystów, ludzi dobrze znanych. Także kaliska wystawa prac artysty w Galerii Sztuki Współczesnej BWA zatytułowana była wymownie "Zrób sobie gębę" i składała się z całej serii dowcipnych instruktaży w tej sprawie. Ale równocześnie można było na niej obejrzeć znakomite plakaty, projekty druków; także całe serię dowcipów rysunkowych i satyrycznych. A wszystko to niezmiernie pomysłowe. Tomek Broda wyszukał sobie dobre koneksje artystyczne; przywołuje na patronów i Witkacego i Gombrowicza, a krytycy na dodatek przypisują mu jeszcze dalekie pokrewieństwo z Teatrem Laboratorium Grotowskiego. Może tak jak on innym, oni jemu przyprawiają gębę'? Ale wątpię, czy Tomek Broda da ją sobie przyprawić. Trzy różne wystawy, które łączy jedno: wszyscy twórcy są rodem z kaliskiego "Asnyka". Okazuje się, że dla kolejnych pokoleń licealistów muzy są łaskawe i nadal krążą nad ulicą Grodzką. MACIEJ M. KOZŁOWSKI |