Herb Stowarzyszenie Wychowanków Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Asnyka w Kaliszu Dlaczego powinniśmy przejąć budynek 
przy ul. Piskorzewskiej 9?

Cienka żółta linia

Budynek przy ul. Piskorzewskiej 9 ma trzy kondygnacje. Piwnica, o wysokim na 6 metrów stropie, znakomicie nadaje się do wykorzystania na stylowy lokal gastronomiczny. Po odsłonięciu fragmentów starych kamiennych murów może charakteryzować się niepowtarzalnym, niespotykanym gdzie indziej w Kaliszu nastrojem.

Parter to znakomite miejsce na biura. Położenie w centrum miasta przy cichej, nastrojowej ulicy, która ma dużą szanse stać się uczęszczanym staromiejskim deptakiem,  sprzyja prowadzeniu biznesu.

Piętro to znakomite miejsce dla klubowych spotkań. Sala w której spokojnie mieści się 40 osób, rozbudowane zaplecze gastronomiczne, całkowicie wystarczą nam podczas cotygodniowych spotkań klubowych. Koszty odnowienia pomieszczeń (malowanie ścian, cyklinowanie podłóg) są niewielkie i możliwe do wykonania we własnym zakresie.

Proponuję podjąć następujące działania:

1.           Wydzierżawić budynek od miasta za przysłowiową złotówkę. Dlaczego miasto powinno przystać na takie rozwiązanie? Dotychczas Ochotnicza Straż Pożarna ponosiła koszty utrzymania budynku z dotacji miejskiej czyli miasto pośrednio utrzymywało budynek. Teraz te koszty spadną na Stowarzyszenie – miasto zyska.

2.           Wydzierżawić na okres 10 lat (z możliwością, ale bez gwarancji przedłużenia dzierżawy) piwnice budynku przedsiębiorcy, który je własnym sumptem wyremontuje i zagospodaruje. Wielkość dzierżawy ustalić na niskim poziomie – takim, jakie były dotychczasowe koszty utrzymania budynku, oczywiście uwzględniając stopę inflacji. Da nam to pewność, że podźwigniemy ciężar utrzymania budynku, a jednocześnie zagwarantuje przedsiębiorcy dużą perspektywę czasową, w której odzyska koszty adaptacji pomieszczeń.

3.           Parter budynku wydzierżawić z przeznaczeniem na biura na okres kilku lat. Pieniądze z dzierżawy przeznaczone byłyby na inwestycje Stowarzyszenia w zagospodarowanie piętra. Działalność lokalu gastronomicznego w piwnicach budynku, który ożywia się w późniejszych godzinach, nie koliduje z pracą w biurach na parterze.

Zalety takiego rozwiązania są następujące. Miasto dzierżawiąc nam budynek za "psi grosz" pozbywa się pośrednich kosztów utrzymania budynku. My zyskujemy miejsce na spotkania, w którym atmosfera będzie na pewno lepsza niż w zimnej, nieprzytulnej sali Panorama hotelu Prosna.

O to by został zarządcą budynku proponuję poprosić kol. Józefa Jaworowicza, człowieka o nieposzlakowanej opinii, niezwykle uczciwego i mającego serce do tego przedsięwzięcia.

Poniżej cytuję fragment „Ballad kaliskich” Bogumiła Kunickiego poświęcony ulicy Piskorzewskiej.

Krzysztof Płociński

Cienka żółta linia

Ballada o uśpionym piskorzu

Różne losy przechodziły ulice śródmieścia. Jedne z latami rozwijały się w zawrotnym tempie, inne - stopniowo traciły swe pierwotne znaczenie, inne jeszcze, pomimo dogodnego usytuowania nigdy nie zdołały pozbyć się swego prowincjonalnego charakteru.

Skręciwszy z Kanonickiej w Garbarską znajdziemy się po kilku krokach na Piskorzewskiej (...). Piskorzewska zaś mogła poszczycić się (...) drewnianym dworkiem miejscowego... kata. Kat, zwany nie wiedzieć czemu "małolepszym", mieszkał obok bramy Piskorzewskiej, już poza murami miasta, gdyż z zasady nie utrzymywano z nim towarzyskich kontaktów; zbyt wielką trwogę budził wykonywany przez niego zawód, choć był przecież jedynie etatowym pracownikiem miejskiej sprawiedliwości, wcale z niemałym wynagrodzeniem.

Umieszczenie dworku w tym miejscu podyktowane było także względami higieny, jako że kat był jednocześnie hyclem usuwającym wszelką padlinę z miasta.

Skąd się wzięła ta uliczka i skąd jej nazwa? Już w XV w. spotykamy w tym miejscu ulicę o nazwie Piskorzewska; zapewne wzięła się od obszernych pól leżących za murami, często zalewanych, mulistych i bagiennych, "piskorzewiem" zwanych, a to chyba dlatego, że piskorz - ryba smaczna acz dziwna - takie sobie właśnie miejsce do życia zwykła wybierać. I chociaż przy murach ulica zwieńczona była bramą to jednak aż do XIX w - rzekę przebywało się to na łodziach, to brodem, widocznym choćby na mapie miasta z 1785 r.

W latach dwudziestych XIX w. mieli tu swe domy również zamożni mieszczanie, nie dość jednak bogaci, skoro ich domy były w większości parterowe, kryte gontem, drewniane lub w pruski mur stawiane. Rzadko trafiała się piętrowa kamienica. 0 stanie poszczególnych posesji dowiedzieć się można z ogłoszenia, jakie przy okazji sprzedaży domu drewnianego z zabudowaniami Państwa Karzyckich (w separacji) ukazało się: "budynki te przystawione są do muru miejskiego i przeznaczone są ze strony Rządu do obalenia". Ze znaczniejszych posesjonatów wymienić wypada burgrabiego Sądu Pokoju Powiatu i Departamentu Kaliskiego Józefa Nieradzkiego, a także znanego w mieście patrona Trybunału Jana Mieczkowskiego. W 1836 r. na gruncie kupionym od Korytowskich, niedaleko rzeki, Żydzi - wspierani przez współwyznawcę bankiera Mamrotha - pobudowali dla siebie szpital. Z biegiem lat służył on także ludziom nie tylko mojżeszowego wyznania, choć właściwie oni przede wszystkim zamieszkiwali ulicę.

Napływ Żydów datuje się gdzieś od lat czterdziestych zeszłego wieku. W 1843 r. dzierżawiony przez Szaję Sachsa dom, będący własnością żony "muzykusa" Katarzyny Etmajer (zapamiętajmy to nazwisko) i Balbiny Dąbkiewiczowej, przeszedł za długi w ręce Abrahama Izaaka Brokmana.

W tym samym niemal czasie krawiec damski J.S. Mayzner "nowoprzybyły do Kalisza poleca się szanownej Publiczności ze swym nowo założonym warsztatem, w którym podług najnowszych Żórnali Lipskich odrobionem zostaje". Rok później ten sam, lecz już jako Majzner pisany, zawiadamiał, że w swym warsztacie utrzymuje "czeladź której podług życzenia dla własnych domów na wsiach lub miastach na prowincji, dla uskutecznienia tam zadanej roboty użyć można: za gust i akuratność której zaręczam". Potem w 1874 r. w domu tegoż Majznera zamieszkał założyciel szkoły muzycznej w Kaliszu Feliks Krzyżanowski, "Artysta Muzyczny". I jest to chyba jedna z ostatnich wzmianek prasowych o tej ulicy.(...)

Miała Piskorzewska swój handel i rzemiosło, choć nie rozwijały się one z takim rozmachem, jak na innych ulicach. W 1840 "aprobowany Mechanik" Majer Lubelski sprzedawał "różne wyroby fizyczne i chemiczne, jak: termometry (także do zacieru), barometry do wódek i foluszy", a nawet i "Lutterprób do próbowania odchodu". Z kolei lakiernik Karol Sznajder zapewniał, że przedmioty przezeń lakierowane "połysk podobny do lustra w całej swej okazałości okażą". Dawid Hertz zaś - "piekarz paryzki" - polecał swe bułki i "rogale najwięcej używane do herbaty i kawy", którymi handlował "za najpomniejsze ceny" nie w jatkach, a we własnym domu "każdego czasu, dnia i godziny".

Jak wszystkie inne ulice miasta i Piskorzewska nie uniknęła swojego losu. Większość jej drewnianych domów, stojących tu stajni, obór, wozowni, drwalni i innych zabudowań spłonęła w sierpniu 1914 r. Podczas okupacji hitlerowskiej wysiedlono prawie całkowicie Żydów. Nie pozostały po nich nawet małe sklepiki, wąskie kramy, tanie jatki. Na ich miejscu, po wyzwoleniu, pojawiły się jakieś biura i instytucje, powodując naturalne obumarcie kramicznego charakteru ulicy. 0d wyzwolenia też nosi ona nazwę ulicy Waryńskiego.

Czym jest dzisiaj ta ulica? Czy z uwagi na wąską jezdnię można ją jeszcze nazwać ulicą? Jest to raczej pasaż łączący rynek z plantami na Babinej. Ma ona jednak niewątpliwą zaletę: odsłania piękny widok na ratusz, co skwapliwie wykorzystują i fotograficy, i malarze, i ci wszyscy, którzy lubią błądzić cichymi zaułkami. Uśpiona, odpoczywa sobie po trudach przeszłości w samym środku miasta. Z rzadka tylko odwiedzają ją panie pragnące stać się jeszcze piękniejsze w nowo utworzonym salonie kosmetycznym, szukające nowego kapelusza, czy też jakiejś stylowej lampy.

A gdzie tytułowy piskorz? Jeśli pozostał gdzieś w jej zakątkach, to z równym smakiem ucina sobie drzemkę. A jeśli wraz ze zlikwidowaniem pobliskiej Babinki odpłynął gdzie indziej, to zapewne tu już nigdy nie powróci.

Cienka żółta linia