|
||||||||
Postanowiłem opisać mój krótki pobyt w Naples zaraz w pierwszy weekend po powrocie z Florydy, gdzie moja żona i ja pojechaliśmy na zaproszenie Zdzisława i Romy Samulaków. Spotkanie nasze po prawie ośmiu latach niewidzenia było bardzo serdeczne i interesujące. Na lotnisku przywitał nas Zdzisław wyglądający tak samo jak w czasie naszego ostatniego spotkania w Mississauga w Kanadzie, zrelaksowany, uśmiechnięty. Klimat jak i przyroda powoduje, że życie na Florydzie jest raczej powolne, ludzie wydają się mniej zestresowani. Takie było nasze pierwsze wrażenie po przylocie do Naples. Miasto to leży po stronie Zatoki Meksykańskiej i jest najbardziej wysuniętym na południe na zachodnim wybrzeżu. Zamieszkać na Florydzie, po przejściu na emeryturę, to marzenie większości Amerykanów, Kanadyjczyków. Maj jest podobno dobrym okresem na odwiedzenie Florydy, jest już gorąco, temperatury dochodzą do 30 stopni Celsjusza. Sezon deszczy i huraganów zaczyna się w czerwcu. Poza tym niewiele jest turystów tzw. "Snow Birds" (zimowe ptaki), którzy wrócili już na północ do swoich domów. Pierwsze zetknięcie z ciepłą, lazurową wodą budziło obawy, zadawaliśmy sobie pytanie gdzie są rekiny, o których tyle się słyszy mieszkając na północy. Okazuje się że nie ma ich na płytkich wodach przy plażach. Widzieliśmy za to delfiny pływające niedaleko nas. Zdzisław z Romą mieszkają w Naples w przyjemnym nowym domu ze wszelkimi udogodnieniami życia, gdzie klimatyzacja jest niezbędna. Otoczony jest on tropikalnymi roślinami jakie tylko można oglądać w palmiarniach albo w doniczkach w domu. Tak więc rośnie tam kilka gatunków palm, drzewa mango, kaktusy i wiele innych krzewów z kolorowymi liśćmi albo kwiatami. Cały kompleks budynków otoczony jest pierwotną dżunglą/tropikalnym lasem, który ciągle jest karczowany pod budowę nowych domów. Zmusza to pantery zamieszkujące te lasy do ciągłej adaptacji. Pobyt w Naples rozpoczęliśmy w rytmie muzyki country i bluesa. Koncert młodzieńczo wyglądającej Bonnie Raitt, którą pamiętam z koncertów Grammy Award, wprowadziła nas w perfekcyjny nastrój. Był to występ promujący jej nowy dysk oraz celebrujący jej 61. urodziny. Widownia była w większości tej samej generacji co artystka. Jak się okazało wielu jej przyjaciół mieszka w Naples. Po naradzie ze Zdzisławem zdecydowaliśmy, że najlepiej dla nas będzie zwiedzić Key West. Jest to najbardziej wysunięty punkt (wyspa) na południu Stanów. Stąd jest około 90 km w prostej linii do Hawany. Key West oddalone jest prawie 6 godzin jazdy od Naples. Droga nasza prowadziła wpierw na zachód, w poprzek półwyspu Floryda w kierunku Miami. Jechaliśmy podrzędną drogą biegnącą przez dżungle, bagna i zalewiska Zatoki Meksykańskiej. Po drodze na odcinku około 120 km nie ma żadnych zabudowań mieszkalnych z wyjątkiem dwóch indiańskich maleńkich wiosek wyglądających jak skanseny. Zalewiska, jeziora, przydrożne rowy to idealne siedlisko dla krokodyli. Widzieliśmy całe ich stado pławiące się w przydrożnej rzeczce niedaleko centrum turystycznego przy stanowym parku. W okolicach Miami skierowaliśmy się na południe w kierunku Key West. Droga prowadziła przez wyspy połączone długimi mostami, jechaliśmy przez rejony typowej zabudowy komercyjnej, bardziej lub mniej zaniedbanej.
Key West. jest dość niezwykłym miastem
położonym na końcu wyspy, które można nazwać małą Kubą.
Historyczna część miasta, bardzo interesująca, to zabudowa w
hiszpańskim stylu kolonialnym. Wiele domów ma cechy
tropikalnej zabudowy z nadwieszonymi dachami, gankami
dającymi cień w okresie lata kiedy temperatury sięgają 40
stopni Celsjusza. Domy najczęściej koloru białego zatopione
są w bogatej zieleni, wszędzie jest dużo kwiatów lub drzew
kwiatowych. Na ulicach, podwórkach spotyka się kolorowe
koguty dumnie spacerujące. Główna ulica miasta to Duval
Street przypominająca o francuskich akcentach. Zlokalizowane
są tam sklepy z najróżniejszymi towarami. Można kupić tam
najlepsze kubańskie cygara (grubaśne i długie), których nie
sprzedaje się nigdzie indziej w Stanach. Dużo barów z muzyką
na żywo (blues, rock, kubańskie rytmy) otwarte są całą noc.
Tak samo jak pokoje na godziny dostępne na piętrze. Miasto
ściąga, zwłaszcza na weekend tłumy młodych (i nie tylko)
szukających rozrywek. Zjeżdżają oni statkami, samolotami,
jachtami, samochodami i na motocyklach do tego małego i na
pozór spokojnego miasta. Zmęczeni z zadowoleniem wracaliśmy do Naples aby ponownie spotkać się z Romą i Zdzisławem. Kontynuowaliśmy pływanie w zatoce i wspólne zwiedzanie miasta z jego atrakcjami. Obserwowanie zachodu słońca na molo należy do tradycji. Widzowie klaszczą gdy słońce schowa się za horyzont żegnając kolejny dzień. Pogoda w czasie naszego pobytu była bardzo dobra, ale kiedy w przedostatni dzień było pochmurnie i spadło kilka kropli deszczu przyjęliśmy to z ulgą jako krótki odpoczynek od prażącego słońca. Czasami zastanawialiśmy się jak "okropnie gorąco" musi być w lipcu, sierpniu. W wieczornych rozmowach wspominaliśmy o Kaliszu, o ZAP-ie i o znajomych,. O tym jak niezwykła atmosfera Kalisza, jak rzadko inne miasto powoduje, że chce się tam wracać aby włóczyć się po uliczkach starego miasta, spacerować po Parku, gdzie każde miejsce wiąże się z jakimś wspomnieniem. Rzadko kiedy mieszkając tutaj za oceanem mamy okazję porozmawiać otwarcie o wspólnych sprawach, które są nam bliskie. Zdzisław okazał się prawdziwym dżentelmenem z dużym poczuciem humoru. Nasze kolejne spotkanie zaplanowaliśmy na wrzesień u nas w domu, kiedy to Zdzisław i Roma planują przyjechać do Nowego Jorku odwiedzić córkę. Być może uda nam się wtedy zorganizować spotkanie większego grona asnykowców / kaliszan emigrantów. Z Najlepszymi Życzeniami Zbyszek Jurkiewicz, matura 1972
|
|