Moje
wspomnienia asnykowskie
Wydanie drugie
uzupełnione i poszerzone
o wiersze współczesne
To drugie wydanie
“Wspomnień...” ukazało się dzięki pomocy finansowej,
udzielonej mi przez przyjaciela z tamtych i obecnych lat, dr.
inż. Jacka Szyke. Za pomoc, bardzo Ci Jacku serdecznie
dziękuję.
Józek
Zamiast wstępu do wydania
drugiego
Młodsi koledzy i koleżanki
czytający I-sze wydanie “Moich wspomnień...”, pytali mnie,
gdyż nie rozumieli, co znaczą dwie zwrotki w początkowej
części zeszytu: “Krwią też pisane...”. Wyjaśniam: nie
wszyscy wiedzą, że w naszym “Asnyku” w latach okupacji
niemieckiej (1939-1945) mieściło się Gestapo.
W piwnicach pobudowano cele
więzienne, do których prowadziły grube stalowe drzwi z
umieszczonymi w nich judaszami. W latach 1945-1948 budynek
został przejęty przez Państwowy Urząd Bezpieczeństwa
Publicznego – powszechna, potoczna nazwa “UB”. Nasz rocznik
przyszedł do szkoły
w 1951 roku. Od początku zaczęliśmy myszkować po budynku od
strychu po piwnice. Odkryliśmy w piwnicach cele więzienne.
Na ścianach, przerażające, wydrapane w tynku, ale
najczęściej krwią namazane napisy: kto i w jakim czasie był
tu więziony i torturowany. Daty były zarówno z lat okupacji
niemieckiej jak i z czasów, gdy mieścił się tu Urząd
Bezpieczeństwa.
Była to moja pierwsza, nie
zapomniana, lekcja historii, która pomogła mi
zrozumieć świat.
Młodsi koledzy i koleżanki
czytający I-sze wydanie “Moich wspomnień...”, pytali mnie,
gdyż nie rozumieli, co znaczą dwie zwrotki w początkowej
części zeszytu: “Krwią też pisane...”. Wyjaśniam: nie
wszyscy wiedzą, że w naszym “Asnyku” w latach okupacji
niemieckiej (1939-1945) mieściło się Gestapo.
W piwnicach pobudowano cele
więzienne, do których prowadziły grube stalowe drzwi z
umieszczonymi w nich judaszami. W latach 1945-1948 budynek
został przejęty przez Państwowy Urząd Bezpieczeństwa
Publicznego – powszechna, potoczna nazwa “UB”. Nasz rocznik
przyszedł do szkoły
w 1951 roku. Od początku zaczęliśmy myszkować po budynku od
strychu po piwnice. Odkryliśmy w piwnicach cele więzienne.
Na ścianach, przerażające, wydrapane w tynku, ale
najczęściej krwią namazane napisy: kto i w jakim czasie był
tu więziony i torturowany. Daty były zarówno z lat okupacji
niemieckiej jak i z czasów, gdy mieścił się tu Urząd
Bezpieczeństwa.
Była to moja pierwsza, nie
zapomniana, lekcja historii, która pomogła mi
zrozumieć świat.
J. Jaworowicz
Jest takie miejsce na Ziemi,
Tam gdzie wstążka Prosny płynie.
Pośród pól i łąk zieleni,
Na wielkopolskiej równinie.
Jest takie miasto nad Prosną,
Tak stare jak żadne inne,
Tu miłość budziła wiosną,
Moje marzenia dziecinne.
Jest taka szkoła w tym
mieście,
Imieniem Asnyka zwana.
Chłopcy, jak rodzynki w
cieście,
Krążą wśród dziewcząt od rana.
Wtedy męską była szkoła,
Tym milsze o niej wspomnienia.
Pamięć kolegów nas woła,
Przez siedemset lat istnienia.
Kolejny już Zjazd w tym roku.
Chętnie do szkoły wracają.
Tamte czasy, z łezką w oku,
W zadumie, też wspominają.
Był to czas mojej młodości,
Czas nauki i niewiedzy.
Pierwszych wzruszeń i miłości,
I przerażeń gdy koledzy:
Za młodzieńcze swe marzenia,
Obrzucani byli błotem.
Szli na lata do więzienia,
Całym życiem płacąc potem.
Historii Polski uczono,
Z rosyjskiego Jefimowa.
Do polskiego wyznaczono
“Kniga Kazankina” nowa.
Był okres wielce ponury,
UB-ecy w szkole chodzili,
Czas Stalina dyktatury,
Zdradę ludu tu węszyli.
Krwią też pisane gryzmoły
Na murach piwnice kryły,
Z czasów gdy mury tej szkoły,
Za zbrodniczą kaźń służyły.
Oprawcy, w różnych mundurach,
Różnym systemom służyli.
Ofiary, ci co “na murach”
Zawsze Polakami byli.
Młodość, niby dzikie ziele,
Zazieleni wokół wszystko.
Tu starań nie trzeba wiele,
Niemiłe, zapomni szybko.
Wspomnienia tamtych młodych
dni.
Są pewnie inne w każym z nas,
Bo w różnych latach przecież
sny,
Budził obowiązujący wtedy
czas.
Lecz wszyscy wspomnienia
szkolne,
Mamy przecież takie same:
Czas nauki, praca, wolne.
I spacery tak kochane.
Ratusz – Rogatka. Rogatka –
Teatr. Teatr do Ratusza,
Każdy chłopak i dzierlatka,
Znała każda młoda dusza.
A na trasie, ... Boże wielki,
Jakie tylko oczy chciały.
Ładne, śliczne, – jak modelki.
(Żeby się poderwać dały)
Spacerowało się długo,
Języki pracowały też.
Aż oczy, stały się smugą,
A brzuchy nasze, znikły
gdzieś.
Gdy na trasie coś trafiłeś,
To do parku wiodły drogi,
Tam... szukałeś... co mieć
chciałeś...,
Na ławeczce, ... w cieniu
błogim.
Była w mieście taka szkoła,
Biegło się do niej z radością,
Pedagodzy tego grona,
Prowadzili nas z godnością.
Wychowawcy tam poznani,
Czasem groźni, czasem mili,
Oni zawsze byli z nami,
Sumieniami nam rządzili.
Szacunek, powagę Fiali,
Uznawali wszyscy wokół.
Dziwnym jest, że się Go bali,
Była w nim dobroć i spokój.
“Fizikę”, “Jeziusek” zadał.
Hucuł, po świecie prowadził.
Franek matmę nam wykładał.
Dobry Lape, wszystko ładził.
Ksiądz Antczak, z grubej
postaci,
Podobny do bernardyna,
Mimo że żył w celibacie,
Każdego kochał jak syna.
Krysia, ucząc niemieckiego,
“Popular’e” wszystkich biła,
Przy głodzie świata wielkiego,
Cicerone naszą była.
Hucuł – w szkole imię modne,
Robił często groźne miny:
“U...czeń się zdziwi? Cie
skrobne!”
Nie szukało się w nim winy.
Lape’go, serce – jak nasze –
Było po prostu, na dłoni.
Nauczył nas kochać wiersze,
Także wystrzegać złych toni.
Jasia, malarzy natchnienie.
“Czytał? Nie czytał?
Przeczytał?”
“Fizik”, by skraść jej
spojrzenie,
Różnych sposobów się chwytał.
Dwóję miałem raz z fizyki,
Fizik jednak jej nie wstawił.
Wychowawca z gimnastyki.
Długo w szkole nie zabawił.
Franek... gdy wchodził do
klasy,
Muchę słychać było w sali.
Trzęsły się uczniom “kulasy”,
Zaręby wszyscy się bali.
“Są tacy!!! ... którzy się
uczą!”
Mawiał, patrząc groźnie z
górą,
“Są i tacy!!! ... co się
włóczą!”
I już “taki” wiedział który.
Kornaga, ten z poruczników,
Który “Chlopcze, glupcze...”
mawiał,
Wspomnień kochanych bez
liku...
“Sprawy wojskowe” wykładał.
A w wakacje w PeGeeRy,
Żniwa, robót wiele było,
I porucznik. Do cholery,
UB nam Go wykończyło.
Tak, na pogrzeb iść nie wolno.
Poszła jednak cała szkoła.
Mieć na głowie czapkę szkolną,
Na UB nas nikt nie woła.
Nieśliśmy Go całą drogę.
Karawan na samym końcu.
Szliśmy długo, noga, w nogę.
Jego spacer, w pięknym słońcu.
Ten Sitarek, “Pickiem” zwany,
Kolegą był poza szkołą,
Gimnastykiem był kochanym.
Kieszeń często miewał gołą.
Ameba, w szkole uczyła
Biologii i zoologii.
Spokojną kobietą była,
Bez cienia złośliwych fobii.
Brandzel, chemią się tu
trudził,
Koledzy jednak, mniej chcieli,
Chemią więc nas wszystkich
nudził.
Zawsze byliśmy weseli.
Sępichowska, radość drzemie,
Czarnuszką, niewielką była,
“Szagaj asnykowskoje plemie!”
Rosyjskiego nas uczyła.
“Szan. Pan” – “Pictus”, postać
urocza,
Gryząc wąsy, krzywi minę,
Takie w pamięci przezrocza,
Nie zmieniają się na krzynę.
Czas płynie, nie pchany
wiosłem.
Klepsydra czasu, nie zatnie.
Wielu wychowawców niosłem,
Na spacery ich ostatnie.
Świat ten, zmienił się
bajecznie,
Zmienili się wszyscy ludzie,
Miłość do szkoły trwa
wiecznie.
Tolerancja, dana w budzie.
Minęło pięćdziesiąt już lat,
Od emocji maturalnych.
Wkuwania historycznych dat,
Sejmików klasowych gwarnych.
Nadeszła właściwa chwila,
By się spotkać w starej
szkole.
By powstrzymać czas co mija,
Powspominać nasze dole.
To spotkanie jest konieczne,
Aby spojrzeć wstecz, za
siebie,
I do przodu, w życie wieczne.
Czas pomyśleć już.... o
niebie.
Wielu z nas już dziś nie żyje.
Każdy poszedł w swoją stronę.
Paru w domu z “nudów wyje”
Wszystkie głowy “umączone”.
Już pięćdziesiąt lat minęło,
A My, ciągle tacy sami.
Trochę zdrowia nam odjęło,
Nadrabiamy to minami.
Bądźmy dzisiaj tylko z sobą,
Jak to było przed pół wiekiem,
Każdy, inną jest osobą,
Każdy, innym jest człowiekiem.
Kilka twarzy, prawie obca,
Cóż, pół wieku jest za nami.
Jak doszukać się w niej
chłopca,
Który rzucał kasztanami.
Cieszy dzisiaj mnie ogromnie,
Żeśmy tutaj się stawili.
Duch Asnyka jest koło mnie,
Chce, abyśmy się bawili.
Wspomnienia przyjaźni z tych
lat,
Nie zawsze z cenzurą w
zgodzie,
Każdy przyjaciel był jak brat,
O wiadomym rodowodzie.
Wyryte w pamięci mojej,
Imię: Janka, Julka, Włodka,
Także: Zyzio, Mirek, Andrzej,
Najbliższa sercu gromadka.
Wspólnych z nimi przeżyć,
doznań,
Starczyłoby na tomisko,
Tyle razem zabaw, wyznań,
Byliśmy z sobą tak blisko...
Jacku, jak to dawno było,
Gdy byliśmy tacy młodzi.
To po prostu się skończyło.
Pamięć często już zawodzi.
Najpiękniejszych dziewcząt
wiele...
............................................................
Nie. Pisać o nich nie będę.
Wspomnienia pamięć wciąż
miele,
Prawdziwych nie wydobędę.
Każdy przy swoich chce zostać,
Lecz Pan Bóg jest
sprawiedliwy.
Ten tylko może wspominać,
Który pozostał wciąż żywy.
Międzynarodowy
Dzień Kobiet
“Wszystko dla Ciebie – Ty
dla wszystkich, czyli upojno-upiorna noc kabaretowa z
udziałem niemalże artystów”
Otwarcie wieczoru
Wieść się niesie po Kaliszu,
Nie potwierdzisz jej w afiszu.
Asnykowcy, jak co roku,
Chcą się bawić gdzieś na boku.
Robią wieczór więc, marcowy,
Będą po nim boleć głowy.
Trzeba wielkiej wyobraźni,
Aby pić, do babskiej jaźni.
By dać przykład swej obłudy,
Zaprosili inne budy.
I wybrali termin nowy,
Ósmy marca, – Święto wdowy.
W tej scenerii Adrii, ... –
nalej,
Ma się toczyć wieczór dalej.
Dziś na dyskusyjnym froncie
Babski temat – wzniosłe
prącie.
Chóry wujów, w kuluarach,
Popłyniemy dziś na falach.
Piwa, wina, wszeteczeństwa,
Czas zaczynać te szaleństwa.
Adria, 8 Marca 2002 r.
“Wszystko dla Ciebie...” –
cd.
Moje boje – jak pamiętam.
Były czasy gdym był młody,
I nauka, i zawody.
Ciekaw byłem opowieści
O miłości i boleści.
Taki zdrowy i kochliwy,
Na dodatek też cnotliwy.
Byłem smukły i nie brzydki
Więc kochały mnie “kobitki”.
Marzyło się jak to bywa,
Aby zacząć je zdobywać.
Marzenia więc, coraz większe,
Spojrzenia ich, coraz
szczersze.
Ich gesty zapraszające,
Sił nadmiar, ciało gorące...
Nie trzeba więc być prorokiem,
Że ma cnota poszła bokiem.
Pokochałem je lirycznie,
Całowałem empirycznie.
I zaklęcia, i pieszczoty...
... Lepiej jednak milczeć o
tym.
Czasem, wśród przyjaciół
grona,
Śnimy: jakim cechom ONA,
Ta DZIEWCZYNA, musi sprostać,
Aby naszą ŻONĄ zostać.
Ma być piekna, oraz zgrabna,
I cnotliwa i powabna.
Mądra i inteligentna,
Litościwa i majetna.
Jako mrówka pracowita,
I kucharka znakomita.
W łóżku wulkan, aż drży dom.
Taka ma być ŻONA-ŻON.
Za szukanie się zabrałem,
Bo tę JEDNĄ znaleźć chciałem.
Która by w ciele, – rozumie,
Te zalety, miała w sumie.
Praca była długa, żmudna,
Trzyzmianowa, choć nie nudna.
Finał znacie: U kobiety
Wykluczają się zalety.
Znajdziesz jedną, czasem też
dwie,
No... góra cztery, więcej nie.
W Polsce zaś jest zabronione
Mieć wielooosobową żonę.
Jak pogodzić uniesienia,
Kiedy są ograniczenia.
I w brzasku każdego ranka,
“Plus i Minus” – wyliczanka.
Ciało piekne! – Dusza nie!
Mądra, zgrabna – buzia: be!
A tu czasu zegar tyka,
Praca zaś matematyka.
Gdy tę prawdę zrozumiałem,
Poszukiwań zaprzestałem.
Bo nie znajdziesz tych
wartości,
Kiedy w sercu brak... miłości.
Wtem olśnienie i “eureka”!
Ona blisko na mnie czeka.
Tak na wyciągnięcie dłoni.
Nie trzeba po świecie gonić.
Miłość wielka nam zakwita,
Jaka piękna ta “kobita”.
Wszystkie inne nie są “cacy”
Tylko Ją chcę mieć “na tacy”.
Składam jej ofiarę z siebie.
Jest nam tak jak w siódmym
niebie.
W każdej chwili, w każdej
dobie,
Wszystko w jednej ma osobie.
Poetyczne uniesienia.
Piękne wizje i marzenia.
Ciała wspólne, dusz złączenia
I miłosne przyżeczenia.
Że będziemy wierni sobie,
Całe życie, nawet w grobie.
Żeby dom nasz był jako raj
I wszystko było tylko naj.
Wyznam prawdę całkiem gołą,
Szczerą, prostą i... wesołą:
Dziś wciąż ze mną też jest
Ona,
Nadal piękna moja ŻONA!!!
Kalisz, Adria 8 marca 2002 r.
Pożegnanie z Adrią
Pożegnanie z Adrią teraz,
To po prostu, nie do wiary,
Jakby, jakiś koszmar wylazł,
Jakby, jakieś straszne czary.
Ta sceneria Adrii starej,
Gdy prowadził ją Guzowski.
Mogło przecież trwać tak
dalej,
Wyzbywało się tu troski.
Te obrzędy opłatkowe,
Pogaduszki, “asnykowskie”,
Te spotkania, co czwartkowe,
I nastroje prawie boskie.
Kiedy Magda i Dominik,
Nastrojeni w ciche tony,
Nie czekali tu na wynik,
Ludzi wódką podnieconych.
Szkoda, szkoda, że to mija,
Jak minęła “Rzemieślnicza”,
Była piękna każda chwila,
Z takich chwil się życie
zlicza.
Podziękujmy Guzowskiemu,
Za braterskie traktowanie.
Wszak potrafił dać każdemu
Takie piękne pożegnanie.
Na walne
Na walne! Na walne! Głosi
Adam, do wszystkich kolegów.
Zaproszenie, jak dzwon prosi,
Byśmy przyszli tu w szeregu.
Na walne! Na walne! Dzwoni
Adam, by obudzić dusze śpiące.
Na walne! Na walne! Goni
Wkoło wieść, jak surmy
grzmiące.
Na walne! Na walne! Woła
W każdym, jakaś cząstka mała,
Co pamięta, że ta Szkoła,
Oprócz wiedzy, Was nam dała.
Was tu wszystkich i te grona,
Co im pamięć już nie służy.
Może, w domu więzi żona?
Może, problem mają duży?
Patron wszystkich nas bogaci,
O nauki, które głosi:
O szlachetnej serc dobroci.
I do cichej pracy prosi.
Na walne! Na walne! Słyszę,
Jak rozbrzmiewa ciągle wkoło.
Na walne! Na walne! Piszę,
Do kłócących się ze szkołą.
Kwiecień, “Prosna” – 2001 r.
Boks
Byłem wtedy bardzo młody,
I nauka i zawody.
A nie trzeba zapominać,
Że pragnąłem też zdobywać,
Najpiękniejszych dziewcząt
wiele,
Nie czekając na wesele.
Miałem jednak reżim wielki,
Bez tytoniu i butelki.
Reżim, co przestrzegać miałem,
Jeśli walkę wygrać chciałem.
By boksować mi się dało,
Winkler rzeźbił moje ciało.
Przekazywał nam nauki,
Filozofii, – boksu sztuki.
Głupi myślą, że do boksu,
Siły trzeba, no i “koksu”.
Że wystarczy zwycięstw pare,
Mieć bicepsy i “mieć parę”.
Z boksem, jest inaczej zgoła,
Tak powiada dobra szkoła.
Aby dobrze boks uprawiać,
Trzeba najpierw sobą władać.
Najtrudniejsze w boksie chwile,
Walka z sobą. I aż tyle.
Trzymasz wagę, nie dojadasz,
Kotły potu. Sobą władasz.
Bo na ringu to egzamin,
Czy wygrałeś z sobą samym.
Właśnie z sobą, tylko z sobą,
I czy umiesz “walczyć z
głową”.
Kiedy już pokonasz siebie,
Nie ważne, kto naprzeciw Ciebie.
Nie boisz się przeciwnika,
Lecz czy wygrasz. Serce pika.
Tak, gdy wygrasz, czas spełnienia.
Nagrodą za wyrzeczenia.
Popularność, sława, chwała,
Myślisz, że to Polska cała.
A to tylko małe grono.
Lecz twa radość jest spełnioną.
Bo gdy przegrasz, śmiech u
ludzi,
Rzeczywistość Cię obudzi.
Znów wytężasz wszystkie siły,
By pragnienia się spełniły.
By podnieśli rękę Tobie.
Radość wielka. Zawrót w
głowie.
Na zebraniu Oldbojów
Poznańskiego Okręgowego Związku Bokserskiego we wrześniu
2001 r., koledzy poprosili mnie o napisanie wiersza o
boksie. Zrobiłem im prezent na spotkaniu opłatkowym.
Grudzień 2001 r.
“Asnykowska
okowita”
Kościuszkowcy, Żaby sławne,
Prezent nam na Zjazd
przysłały.
Pamiętając związki dawne,
Kufereczek piękny cały.
W ozdobionym kufereczku,
Wyciągając długą szuję,
Leżąc grzecznie, na sianeczku,
Okowita się znajduje.
“Asnykowska okowita”,
Która była dziś ich darem,
Jest to wódka znakomita,
Co podtrzyma związki stare.
Okowita to szlachecka,
Na toasty i do picia,
Dla staruszków i dla dziecka
Przywraca nam radość życia.
Wypijmy więc moi mili!
Zdrowei wszystkich Żab na
świecie!
Podziękujmy im w tej chwili,
Za gościniec, piękny przecie.
Wznieśmy toast Asnykowski!
Za szlachetne też Ich zdrowie,
Pozbądźmy się każdej troski,
Miejmy tylko radość w głowie.
Kalisz, wrzesień 2003 r.
150-te zebranie zarządu
Stowarzyszenia Asnykowców
Hasłem tego dziś wieczoru,
Rozpasania i humoru:
“Folguj szczątkom swej
młodości”
Chęci życia i radości.
W Gołuchowie się bawimy,
Okazji nie przepuścimy.
Gdzie “fikołki”, Romka znane,
Będą dziś degustowane.
Sto pięćdziesiąt zebrań było,
Przecież na tym nie skończyło.
Wejdźmy w nowy wiek z
ufnością,
Cieszmy każdą się radością.
By nam wnuki zazdrościły
Witalności, zdrowia, siły.
Nasze życie słodkim było,
Co życzymy, się spełniło.
Zofia
Twe imię, pięknie brzmi.
Zosieńko, uchyl serca mi.
Życzenia, Tobie dziś składamy,
Bo wszyscy bardzo kochamy.
Niechaj miłość, szczęście,
zdrowie
Będzie z Tobą w każdej dobie.
Niech Cię szczęście opromieni,
I Twe życie, w radość zmieni.
Byś nam zawsze miłą była
I humorem się dzieliła.
Uwielbiany Ojcze Święty,
Będę modlił się za Ciebie.
A Ty, proszę, “jak najęty”
Módl się za nas, już tam, w
Niebie.
Kondolencje, złożyć trzeba,
Jeśli komuś zmarł kochany.
Lecz gdy poszedł On do Nieba,
Kto tu jest poszkodowany?
Składajmy współczucie sobie,
Bośmy wszyscy Go stracili.
Każdy z nas jest trochę w
grobie,
Kiedy odszedł On w tej chwili.
Ojcze Święty, któryś w Niebie,
Patrzysz z okna Ojca swego.
Bądź pomocny, gdy w potrzebie,
Prosimy o pomoc Jego.
Wpis do księgi kondolencyjnej
wyłożonej w bazylice św.
Józefa
po śmierci Jana Pawła II.
Profesorowie Państwowego
Gimnazjum i Liceum im. Adama Asnyka, których zachowałem we
wdzięcznej pamięci i o których przypomniałem w “Moich
wspomnieniach...”
1. Dyr. Antoni
Fiala – zwolniony ze szkoły po wykryciu organizacji “Orzeł”.
2. Jan Rudnicki –
“Fizik”, “Kuliećka”, “Jeziusek”.
3. Wojciech
Węgrzyn – “Hucuł”, “Geograf”.
4. Franciszek
Zaręba – “Franek”.
5. Dominik Lape –
“Dominik”.
6. Ks. Stanisław
Antczak – “Ksiądz”, “Bernardyn”.
7. Krystyna
Tustanowska – “Krysia”.
8. Janina
Chwilczyńska – “Jasia”.
9. Marcin Kornaga
– “Porucznik”, “Marcin”.
10. Sylwester Sitarek –
“Picek”.
11. Janina Wojciechowska –
“Ameba”.
12. Kazimierz Czyżewski –
“Brandzel”, “Kaziu”.
13. Helena Sępichowska –
“Jelena”, “Jelena-Pietrowna”.
14. Zbigniew Ulatowski –
“Szan.Pan”, “Pictus”.
Spis treści
Zamiast wstępu do wydania
drugiego. .
7
Moje wspomnienia . .
. . . . . . . . . . . .
9
Ekstraordynaryjne zwidy
marcowe . . . 27
Na Dzięcioły!!! . . .
. . . . . . . . . . . .
. 30
Asnykowski opłatek . .
. . . . . . . . . . . 33
Na walne . . . . .
. . . . . . . . . . . .
. . . . 35
Boks . . . . .
. . . . . . . . . . . .
. . . . . . . 39
Międzynarodowy Dzień Kobiet
“Wszystko dla Ciebie – Ty dla wszystkich”. Otwarcie wieczoru
.
.
.
.
.
.
.
. . . 42
Impreza Asnykowców “Wszystko
dla Ciebie – Ty dla wszystkich”. Moje
boje – jak pamiętam. . . .
. . . . . . . . . 44
Pożegnanie z Adrią . . .
. . . . . . . . . . . 49
Wracamy pod Muzy . .
. . . . . . . . . . . 51
Adamowi!!! . . . .
. . . . . . . . . . . .
. . . 54
“Asnykowska okowita” . .
. . . . . . . . . 56
150-te zebranie zarządu
Stowarzyszenia Asnykowców . . . . .
. . 58
Zofia . . . . .
. . . . . . . . . . . .
. . . . . . . 59
Asnykowski opłatek . .
. . . . . . . . . . . 60
Asnyk na Zawiszy . .
. . . . . . . . . . . .
. 62
...Uwielbiany Ojcze Święty . .
. . . . . . 67
Profesorowie Państwowego
Gimnazjum
i Liceum im. Adama Asnyka... . . . .
. . 68
|